Światem wstrząsa fala krytyki po dekrecie prezydenta Trumpa wstrzymującym wpuszczanie na teren Stanów Zjednoczonych obywateli państw muzułmańskich, w których kwitną organizacje terrorystyczne. Tymczasem to dobra nauka dla Polski, by bardziej cenić spójność i bezpieczeństwo państwa niż abstrakcyjne idee humanitarne otwierające zachodnie społeczeństwa na wrogą penetrację.
Prezydent USA nie tylko może, ale wręcz powinien tak wpływać na kształt etniczno-kulturowy amerykańskiego narodu, by zapewnić mu rozwój i pokój wewnętrzny. Temu celowi służy właśnie przyjmowanie pożądanych przybyszów i odmowa wjazdu dla niepożądanych. Polska nie posiada obszaru ani zdolności akomodacyjnych Ameryki, nasza polityka migracyjna musi być zatem jeszcze ostrożniejsza. Nie mamy również zaszłości kolonialnych i nie musimy brać pod uwagę zobowiązań moralnych wobec ongiś podbitych ludów, w przeciwieństwie choćby do Francji, Wielkiej Brytanii i Holandii. Mamy za to zobowiązania wobec przyszłych pokoleń, którym albo zostawimy kraj spójny wewnętrznie i w miarę bezpieczny, albo narażony na rozdarcie po liniach kulturowych. Obecnie Polska wciąż stanowi bardziej obszar tranzytowy niż docelowy dla uchodźców, ale w miarę podupadania Europy Zachodniej i naszego wzrostu gospodarczego może się to zmienić. Dla Wietnamczyków i Ukraińców już zresztą jesteśmy wystarczająco atrakcyjni jako nowa ojczyzna.