Po dwóch katastrofach samolotów B737 MAX 8, w których zginęło 346 osób koncern znalazł się pod presją rodzin ofiar, linii lotniczych, kongresmanów i urzędów lotnictwa na świecie, aby udowodnił, że system MCAS jest bezpieczny, a piloci zostali dostatecznie przeszkoleni, by w nadzwyczajnej sytuacji mogli zastąpić go — stwierdził Reuter.
- Zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby do takich wypadków nie doszło nigdy więcej — powiedział w Seattle przedstawicielom mediów wiceprezydent Boeinga ds. strategii produktów i projektowania samolotów, Mike Sinnett.
Koncern wyjaśnił, że w nowej wersji system zapobiegający utracie siły nośnej samolotu (przeciągnięciu) MCAS, obniżający automatycznie nos samolotu będzie uruchamiany tylko raz w każdej nietypowej sytuacji podczas lotu, a nie wielokrotnie, jak to było dotychczas i mogło doprowadzić do obu katastrof. Da to większą swobodę działania pilotom w ręcznym kontrolowaniu samolotu. System zostanie wyłączony, jeśli czujniki przepływu powietrza, rejestrujące kąt natarcia, zasadniczy parametr lotu, będą podawać zbyt rozbieżne dane.
Boeing zapowiedział też zmiany w projekcie (designie) systemu MCAS, aby nie zależał jak dotąd od wskazań jednego czujnika w locie. Nowa wersja oprogramowania przewiduje ponadto stały system sygnałów alarmowych dla pilota w razie, gdy MCAS zostanie wyłączony. Dotychczas świetlne lub pisemne sygnały ostrzegawcze były instalowane w MAXach opcjonalnie.
Piloci samolotów B737 zostaną dodatkowo przeszkoleni na komputerach po krytyce, że system MCAS nie został dokładnie przedstawiony w podręczniku latania. Wszyscy piloci tych samolotów będą musieli przejść dodatkowe szkolenia, zanim wrócą za stery — powiedział Sinnett. Poinformował, że oprogramowanie zostało przetestowane pod każdym względem także w lotach z udziałem przedstawicieli FAA, ale nie może podać terminu, kiedy MAX-y wrócą do eksploatacji.