Siatka KLM jest już bardzo liska tej sprzed kryzysu. Jakie były pana priorytety przy jej odbudowie po pandemii ?
Pieter Elbers, prezes KLM: Staraliśmy się w tym kryzysie utrzymać tyle kierunków, ile tylko się dało. W każdym razie ograniczyliśmy liczbę połączeń, ale nie zrezygnowaliśmy praktycznie z żadnego kierunku. To dlatego właśnie w tej chwili nasza siatka jest porównywalna z tą sprzed kryzysu. Okazało się, że jest to dobra strategia, a Amsterdam stał się najbardziej aktywnym lotniskiem w Europie. Natomiast, jak na razie, jeszcze nie udało nam się wrócić do oferowania na poziomie 2019 roku.
Ile ze swoich mocy operacyjnych sprzed pandemii COVID-19 w takim razie wykorzystuje KLM?
Około 70 procent. Jak na razie trochę więcej w Europie, trochę mniej na rejsach długodystansowych, ale to się zmieni w miarę otwierania kolejnych rynków, w tym amerykańskiego od 8 listopada. W tej chwili jeszcze latamy w USA do 8 portów, po otwarciu rynku dodamy jeszcze kolejne trzy. Czyli będziemy latać do Nowego Jorku, Chicago, Atlanty, Huston, Detroit, Bostonu, Los Angeles, San Francisco, Waszyngtonu i Miami oraz do Las Vegas.
Latem europejskie linie ratowały się otwierając połączenia do miejscowości turystycznych na naszym kontynencie. Czy taka strategia sprawdziła się również w przypadku KLM?