Analitycy transportu lotniczego zwracają uwagę na znamienny fakt, iż w ub. roku linie lotnicze nie zamówiły ani jednego egzemplarza największych maszyn pasażerskich - Boeinga 747-8 i dwupokładowego Airbusa A380 i to mimo stałego wzrostu liczby pasażerów.
Kiedy na początku lat 70. ub. wieku rozpoczęły komercyjne loty pierwsze "jumbo-jety" koncernu Boeinga, czyli samoloty B-747, przyszłość wydawała się należeć właśnie do nich. Wkrótce linie lotnicze zaczęły powszechnie eksploatować je na długich trasach, pozostawiając mniejszym dwusilnikowym maszynom loty na krótszych.
Jednak sytuacja zaczęła rozwijać się w nieco innym kierunku. Wkrótce okazało się, że eksploatacja olbrzymów jest droga, a jeśli nie uda się zapewnić im odpowiedniej liczby pasażerów, lot staje się nieopłacalny. Sytuację pogorszyły dodatkowo kolejne kryzysy energetyczne i skokowe wzrosty cen paliwa.
Natomiast projektanci stale poprawiali parametry mniejszych, dwusilnikowch maszyn, które stopniowo zaczęły latać na coraz dłuższych trasach, spalając przy tym mniej paliwa. Ostatni światowy kryzys ekonomiczny ostatecznie przypieczętował ich zwycięstwo. Wiele linii lotniczych zbankrutowało, a te które pozostały muszą walczyć o przetrwanie z coraz ostrzejszą konkurencją, zwłaszcza tanich przewoźników.
Obecnie olbrzymy, takie jak A380, czy najnowsza wersja "jumbo-jeta" Boeing 747-8, latają głównie na najruchliwszych trasach, lub do najbardziej zatłoczonych portów lotniczych, takich jak londyński Heathrow. W takich portach zdobycie "landing slot", czyli prawa do lądowania, obsługi oraz wysadzenia i przyjęcia kolejnych pasażerów jest najtrudniejsze. Jedynym wyjściem jest przewożenie maksymalnej liczby pasażerów, a to jest możliwe jedynie przy użyciu największych samolotów.