W programie koszykarskiego maratonu w Dniu Martina Luthera Kinga są: mecz dwóch słynnych klubów przeżywających ostatnio słabszy okres, czyli New York Knicks z Detroit Pistons w Madison Square Garden, (okazja do przekonania się, że na banerach wokół parkietu tej słynnej hali reklamowana jest... polska wódka Sobieski), następnie spotkanie zespołów grających efektownie i będących na fali wznoszącej, czyli Memphis Grizzlies z Phoenix Suns, a na deser styczniowy szlagier NBA.
W Staples Center ekipa Los Angeles Lakers zmierzy się z Orlando Magic. Do pierwszej w tych rozgrywkach bezpośredniej walki stają dwie najlepsze drużyny ubiegłego sezonu. Do rewanżu dojdzie 7 marca w Amway Arena w Orlando. Kolejny raz obydwie drużyny mogą się spotkać już tylko w wielkim finale.
Jedni i drudzy mają takie aspiracje i w obecnych rozgrywkach należą do ścisłej czołówki. Ich konfrontacja zapowiada się więc pasjonująco. Przed sezonem wszyscy w Orlando mówili o planach wywalczenia mistrzostwa NBA. Do tego zmierzały zmiany kadrowe, m.in. sprowadzenie supergwiazdora Vince’a Cartera. Wysokie aspiracje najlepiej potwierdzić w walce z obrońcami trofeum, którzy od początku sezonu dyktują warunki i są najlepszym zespołem w lidze.
Orlando jest trzecią siłą w Konferencji Wschodniej, piątą – szóstą w całej NBA, ale już poprzedni sezon pokazał, że można skutecznie walczyć o finał niekoniecznie z pierwszej pozycji. Na początku roku zespół z Florydy przeżywał jednak poważne załamanie formy. Drużyna przegrała cztery kolejne spotkania (w dodatku z drużynami legitymującymi się ujemnym bilansem zwycięstw i porażek), co nie zdarzyło się Magic od lutego 2007 roku. Czarną serię przerwało przekonywujące zwycięstwo u siebie z Atlanta Hawks. Mecz z Los Angeles Lakers, kończący serię trudnych wyjazdowych gier w Denver, Portland i Sacramento, będzie jeszcze bardziej miarodajnym sprawdzianem możliwości Magic.
Broniący tytułu Los Angeles Lakers też mieli swoją chwilę kryzysu, ale krótszą. W styczniu przegrali dwa kolejne spotkania, ale przerwali złą passę zwycięstwem z Milwaukee Bucks we własnej hali. Wygrali, mimo że słabo zagrał lider zespołu Kobe Bryant. Od kilku tygodni dokucza mu złamany palec wskazujący prawej ręki, którą rzuca. W jednym ze spotkań został w niego uderzony i palec mocno spuchł, ale Bryant nie chce rezygnować z gry.