Region Sundarbanów leży na granicy Bangladeszu i indyjskiego stanu Bengal Zachodni. Rosną tam największe na świecie, wiecznie zielone lasy namorzynowe o powierzchni 10 tysięcy kilometrów kwadratowych. Olbrzymia kraina znajduje się w zasięgu pływów morskich – w miejscu, gdzie rzeki Ganges i Brahmaputra wpadają do Zatoki Bengalskiej. Podczas przypływów lasy zalewane są wodą morską, tak, że ponad powierzchnię wystają jedynie korony drzew. To teren nieprzyjazny dla człowieka, ale wiele gatunków zwierząt świetnie radzi sobie w tych niecodziennych warunkach.
Jednym z nich jest tygrys bengalski. Potężne dzikie koty o charakterystycznym pomarańczowo-brązowym ubarwieniu z czarnymi pręgami niepodzielnie rządzą sundarbandzką dżunglą. Dojrzały samiec osiąga długość blisko trzech metrów, waży około 230 kilogramów i nie ma naturalnych wrogów. Ale polowania na tygrysie skóry, a także anektowanie przez człowieka terenów zajmowanych wcześniej przez drapieżniki, sprawiły, że wspaniałe ssaki są bliskie wyginięcia. Według szacunków ekspertów w regionie Sundarbanów żyje dziś zaledwie około 400 tygrysów bengalskich.
Winny jest człowiek, ale drapieżne koty także zapracowały na swoją złą sławę. Niektóre żywią się bowiem ludzkim mięsem. Wskutek ataków tygrysów ginie rocznie nawet ponad 50 osób, a wiele zostaje ciężko okaleczonych. Nic dziwnego, że wśród lokalnej ludności panuje psychoza strachu, a ta z kolei wywołuje wrogość i agresję wobec zwierząt.
Naukowcy starają się znaleźć rozwiązanie konfliktu. Jest wśród nich biolog Adam Barlow, który bada azjatyckie tygrysy od blisko dziesięciu lat. Obserwuje zwierzęta wraz z członkami specjalnego zespołu powołanego przez wydział leśnictwa. Jego głównym celem jest ocalenie zagrożonych ssaków i zarazem zadbanie o bezpieczeństwo miejscowej ludności. Sytuacja nie przedstawia się najlepiej. Okazuje się, że tygrysy atakują już nie tylko ludzi pracujących w lesie, ale zapuszczają się dalej. Drapieżniki są znakomitymi pływakami i bez trudu pokonują rzeki.
Dotarły m.in. do Chandpai, wioski znajdującej się na północno-wschodnim krańcu lasu i sterroryzowały jej mieszkańców. Początkowo, przez wiele miesięcy atakowały bydło domowe. Potem celem stali się ludzie. Tygrysy potrafiły ich dopaść nawet w domach. W trosce o życie tubylców w wiosce powstał plan ochrony przed drapieżnikami. Mają w tym pomóc specjalnie wytresowane miejscowe kundle. Szkolenie psów odbywa się pod okiem doświadczonej treserki, Amerykanki Marielle Schmidt. Specjalistka ma zaledwie trzy tygodnie, by wykonać swoje zadanie. Ale czy niepozorne pieski zdołają odstraszyć wielkie koty?