Trudno znaleźć w historii Polski postać, która budziłaby równie skrajne emocje jak Kukliński. Dla jednych planista ze Sztabu Generalnego ludowego Wojska Polskiego, który przekazał CIA plany inwazji sił Układu Warszawskiego na kraje NATO, jest narodowym bohaterem. Dla innych – zdrajcą, który zdradził ojczyznę i dał się wykorzystać Amerykanom w grze między mocarstwami.
Reżyser Dariusz Jabłoński rozstrzyga ten dylemat na korzyść pułkownika. Dla niego Kukliński jest bohaterem, który pośrednio przyczynił się do odzyskania przez Polskę niepodległości w 1989 roku. Na szczęście nie narzuca swojej interpretacji. Dzięki zgromadzonym przez niego dokumentom (np. prezentacji zapisków z zeszytów Anoszkina, adiutanta marszałka Kulikowa), a przede wszystkim wywiadom nagranym z pracownikami Centralnej Agencji Wywiadowczej, przedstawicielami najwyższych władz PRL i generalicją ZSRR, można sobie wyrobić własny pogląd na działalność Kuklińskiego.
Jabłoński świetnie wprowadza widza w klimat epoki. Archiwalne zdjęcia przeplata efektowną animacją komputerową, symulującą manewry wojsk w przypadku wybuchu konfliktu zbrojnego. Ten zabieg pozwala lepiej zrozumieć, w jak napiętej atmosferze działał Kukliński, co kształtowało jego myślenie i dlaczego zdecydował się ostatecznie działać na rzecz obcego wywiadu.
Jabłoński pracował nad projektem pięć lat. W styczniu tego roku na ekrany weszła kinowa wersja „Gier wojennych”. Jedynka pokaże pięcioodcinkowy serial.
Niestety, w filmie brakuje wypowiedzi pułkownika. Reżyser był już z nim umówiony na wywiad, ale Kukliński zmarł wcześniej na udar mózgu. W tej sytuacji zmuszony był wziąć na siebie ciężar narracji. Jest często obecny przed kamerą, co nie zawsze służy filmowi. Chwilami można odnieść wrażenie, że Jabłoński kręci opowieść o kłopotach z realizacją serialu, a nie o człowieku, który za swoje moralne wybory zapłacił samotnością i cierpieniem rodziny.