Włączam telewizor, pan Janusz. Wchodzę w Internet, pan Janusz. Radia już nawet nie dotykam. Ruszyliśmy piaskiem w stronę Gdańska. – Krzysztofie – zaczął, a widząc moje zdumienie, rzucił szybko: – Jeśli zastanawiasz się, skąd znam twoje imię, musisz wiedzieć, że wiem dużo, dużo więcej. Ale nie o tym chciałem z tobą rozmawiać. Muszę ci zadać jedno pytanie i proszę o szczerą odpowiedź. Zgadzasz się?
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Pierwszy raz śnił mi się polityk, i to od razu tak ważny. Nie wypada odmówić. Kiwnąłem głową twierdząco. Wziął głęboki oddech, po czym spojrzał mi w oczy i łagodnie zapytał: – Dlaczego mnie nie lubisz?
O rany boskie, i to wie. Totalna porażka. – Nie bój się, nie będę zły – powiedział, widząc moje zmieszanie. – To nie tak... – zacząłem. Zamachał rękami. – Mów prawdę, nie ściemniaj!
Zamilkłem. Nigdy nie zastanawiałem się, dlaczego nie lubię Palikota. Owszem, zaciął mi się na nim telewizor, zaciął Internet, ale przecież lepsze to, niż gdyby po każdym włączeniu wyskakiwał Kuba Wojewódzki albo Grzegorz Lato.
– No, więc... – wydukałem nieśmiało. – Nie lubię pana, bo pan jest dla mnie za mądry. Nie rozumiem tych pana happeningów, nie wiem, o co chodziło ze świńskim ryjem albo wibratorem. To znaczy – rozumiem, że o rozgłos. Ale po co on panu? Dla kariery politycznej? Chce pan zmieniać Polskę? – Brawo! – przerwał mój monolog. – Rozszyfrowałeś mnie!