Coroczny wypad na narty to mus dla każdego chcącego się liczyć biznesmena. Nie inaczej jest w Dubaju, gdzie w sferze interesów dawno obowiązują zachodnie wzorce. Tutejsi szejkowie mieli jednak dość wyjazdów w europejskie góry.
Nie dość, że trzeba było spędzić parę godzin w samolocie, to jeszcze przez tydzień lub dwa było się narażonym na znoszenie europejskich mrozów. W restauracjach nie można było dostać ulubionych arabskich potraw, a ludzie patrzyli na ubranych w tradycyjne szaty szejków jak na przybyszy z obcej planety. Trzeba więc było sprowadzić góry do siebie. Dziś z uroków białego szaleństwa można korzystać w Dubaju. Tu gdzie niedawno była pustynna diuna, dziś rozciąga się widok jak z Alp.
Wysoki stok okryty grubą warstwą sztucznego śniegu, z kilkoma trasami narciarskimi, dwa wyciągi, tor bobslejowy. To iście surrealistyczny widok. Tak jak białe nakrycia głowy beduinów w połączeniu z narciarskimi kombinezonami i rękawicami. A do tego okulary przeciwsłoneczne.
Stoki zajmują powierzchnię trzech boisk piłkarskich. Całość mieści się w olbrzymiej (85 metrów wysokości) hali o fantazyjnym kształcie. Strop imituje niebo, na ścianach naklejono olbrzymie zdjęcia gór i sosnowych lasów. Z głośników dobiega świst zimowego wiatru, a obrzeża stoków „porastają” ośnieżone plastikowe świerki.
Czy to może zastąpić Szwajcarię czy Austrię? – Tu jest dużo lepiej! – śmieje się Chalid. – Tam trzeba godzinami stać w kolejkach do wyciągów, a z ludźmi nie można się dogadać. Tu chowam narty do bagażnika i za kwadrans jestem w domu.