Rz: Co można sądzić o rezygnacji papieża Benedykta XVI z wizyty na uczelni La Sapienza?
Paolo Mieli: Stała się rzecz bardzo niedobra choćby dla obrazu Włoch. Znajdziemy się na pierwszych stronach wszystkich gazet na świecie, również w Polsce. Z pewnością światowa prasa przypomni, że prezydent Iranu Ahmadineżad mógł swobodnie wystąpić na Columbia University, a papieżowi odmówił gościny uniwersytet w Rzymie. Jeśli dodać do tego problem śmieci w Neapolu, o którym też mówi świat, to ten rok dla Włoch nie mógł się zacząć gorzej.
Ale przecież nie chodzi tylko o wizerunek kraju.
Nakłanianie papieża do rezygnacji z wizyty okryło Włochy hańbą. Wyrządziło też ogromną szkodę świeckiej kulturze, która nie powinna mieć nic wspólnego z nietolerancją, z zamykaniem ludziom ust. Zwłaszcza na uniwersytecie, który powinien być miejscem wymiany poglądów, nie może dochodzić do takich sytuacji. Każdy ma prawo do krytyki, ale w tym przypadku motywy protestu wyssano po prostu z palca. Papieżowi przypisano pochwałę wyroku inkwizycji na Galileusza. Tymczasem, mówiąc to, cytował on niejakiego Paula Feyerabenda, ucznia Poppera, z którym całkowicie się nie zgadzał. Kardynał Ratzinger wygłosił zresztą przed 18 laty te słowa właśnie na uniwersytecie La Sapienza i nikt wówczas nie protestował. Najwyraźniej wiele się zmieniło na tej uczelni od tego czasu.
Zastanawiam się, jak w ogóle można kontestować obecność na uniwersytecie Josepha Raztingera, który jest wielką postacią świata chrześcijańskiego, wybitnym teologiem i filozofem, a na dodatek głową państwa i biskupem Rzymu. Jego wizyta byłaby zaszczytem dla tej uczelni.