Po przeliczeniu prawie 90 proc. głosów wyglądało na to, że obaj politycy otrzymali zbliżone poparcie. Nikolić 39 proc., a Tadić zaledwie o cztery punkty procentowe mniej. Pozostałych kandydatów poparły śladowe ilości wyborców. W tej sytuacji Nikolić i Tadić 3 lutego zmierzą się w drugiej turze wyborów.
Obaj główni rywale zgodni są tylko w jednym: nigdy nie zaakceptują niepodległości Kosowa. Ale jedynie Boris Tadić zapowiada, że będzie walczył o to, by Serbia znalazła się kiedyś w Unii Europejskiej. – Chcemy, by do końca 2008 roku Serbia uzyskała status kandydata na członka UE – grzmiał obecny prezydent i przywódca Partii Demokratycznej jeszcze na ostatnim wiecu wyborczym, na który przyszło 20 tysięcy Serbów. Zapowiedział wprost: – Nie zrezygnuję ani z Unii, ani z Kosowa. Odpowiedział mu entuzjastyczny krzyk zebranych zwolenników.
Ale podobnie było na wiecach Tomislava Nikolicia – prorosyjskiego ultranacjonalisty i dawnego współpracownika Slobodana Miloszevicia, który jeszcze do niedawna nosił w klapie marynarki znaczek z podobizną sądzonego w Hadze zbrodniarza Vojislava Szeszelja.
Na jednym z ostatnim wieców w serbskiej części kosowskiej Mitrovicy 55-letni Nikolić odczytał jego list napisany za kratkami aresztu w Hadze. Szeszelj jako przywódca Serbskiej Partii Radykalnej wciąż jest jego szefem. – Jeśli zostanę prezydentem, nigdy was nie zostawię. Bez Kosowa nie ma Serbii – zapewnił Nikolić tysiące Serbów.
Już dawno ma własny plan wobec Kosowa, a jego obrona stała się głównym tematem jego kampanii wyborczej. Jeśli Kosowo ogłosi niepodległość, wprowadzi jego blokadę. Żaden Albańczyk nie przekroczy granicy z Serbią. Żaden nie będzie mógł przez nią nawet przejechać. Belgrad nie uzna ich paszportów. Kosowo zostanie odcięte od wszelkich dostaw. – Żadne towary, kapitał ani ludzie nie wjadą z Kosowa na terytorium Serbii – zapowiedział.