Trasa olimpijskiej sztafety przez Canberrę liczy zaledwie 16 kilometrów, ale Australijczycy wolą dmuchać na zimne. W stanie najwyższej gotowości jest ponad połowa stołecznych policjantów, wzdłuż drogi, którą dziś przebiegnie sztafeta, ustawiono metalowe barierki wysokości 1 metra. Ogień przywieziono do Australii wczoraj na pokładzie samolotu Airbus linii China Airlines. Nikt nie wie, gdzie był przechowywany w nocy. Miejsce to było wczoraj ściśle strzeżoną tajemnicą.

– Nie mam pojęcia, gdzie znajduje się znicz. Początkowo miał być przewieziony do hotelu, ale być może trafił do ambasady – mówił jeden z organizatorów australijskiej sztafety Ted Quinlan.

Wiadomo, że trasa dzisiejszej sztafety w Canberze ma przebiegać kilkaset metrów od chińskiej ambasady, a ambasador Zhang Junsai sugerował dzień wcześniej, że chińskie służby bezpieczeństwa wkroczą do akcji, jeśli niosący ogień zostaną zaatakowani. – Nie – usłyszał wczoraj zdecydowaną odpowiedź australijskich władz.

Zwolennicy wolnego Tybetu szykują się do protestów, ale zapewniają, że będą pokojowe. Na demonstracji ma ich być około 500. Obecność zapowiedzieli też chińscy studenci. Podobno będą ich 4 tysiące. – Jeśli was zaatakują, uciekajcie. Nie podchodźcie do Chińczyków – instruował swoich kolegów szef organizacji zrzeszającej Tybetańczyków w Australii George Farley. Już wczoraj do aresztu trafiło sześć osób, które próbowały wywiesić protybetańskie transparenty. ap, afp

Masz pytanie, wyślij e-mail do autorki k.zuchowicz@rp.pl