– Zdarza się obecnie, że już sześcio-, siedmioletnie dzieci noszą broń i walczą. To dziś nie problem, bo na rynku jest sporo lekkich i łatwych w obsłudze typów uzbrojenia – mówi „Rz” Laurence Gérard z Biura Specjalnego Reprezentanta ONZ ds. Dzieci i Konfliktów Zbrojnych.
Według reprezentantki ONZ Radhiki Coomaraswamy do działań militarnych, w tym m.in. do ataków samobójczych, wykorzystuje się coraz więcej małoletnich. – Oprócz tego wielka ich liczba przebywa w więzieniach wojskowych – powiedziała w Genewie Coomaraswamy, przedstawiając raport na ten temat. Swą pracę oparła głównie na wynikach osobistych dochodzeń przeprowadzonych m.in. w Iraku, Afganistanie, Izraelu i Autonomii Palestyńskiej.
Większość dzieci-żołnierzy przypada na Afrykę, ale sytuacja na tym kontynencie uległa poprawie, odkąd zakończyły się wojny domowe w Liberii i Sierra Leone. Małoletnich wciąż jednak wykorzystuje wiele państw i organizacji partyzanckich, głównie afrykańskich i azjatyckich. Na czarnej liście ONZ znalazły się armie Birmy, Sudanu i Ugandy oraz 13 organizacji militarno-politycznych, w tym Tamilskie Tygrysy na Sri Lance, kilka birmańskich grup rebelianckich oraz partyzanci w Kolumbii i Sudanie. Ci ostatni porywają chłopców z obozów uchodźców w sąsiednim Czadzie i wcielają ich do oddziałów.
Według dr. Mike’a Wessellsa, specjalisty z Uniwersytetu Columbia, aż 40 proc. małoletnich kombatantów to dziewczęta. Grupy partyzanckie wykorzystują je jako łączniczki, kucharki i seksualne niewolnice, ale również jako żołnierzy w bezpośredniej walce.
– Często małoletnie kochanki komendantów same rodzą dzieci, które potem wychowują się przy oddziale. Te dzieci nie znają niczego oprócz partyzanckiego życia – podkreśla Laurence Gérard.