Barack Obama nie miał więc szans na przekonanie do siebie wyborców w Teksasie, Luizjanie czy Missisipi, a John McCain na poparcie mieszkańców stanu Nowy Jork czy Massachusetts.

Języczkiem u wagi są stany, w których różnica między zwolennikami obu obozów jest niewielka. To w nich rozstrzyga się walka o Biały Dom. Zgodnie z amerykańskim systemem wyborczym zwycięzca zgarnia całą pulę głosów elektorskich (wyjątkiem są Maine i Nebraska). W ostatnich dniach i godzinach obaj kandydaci skupili się więc na tzw. stanach bitewnych (battleground states).

McCain musi toczyć ciężkie boje nawet w regionach tradycyjnie popierających republikanów. W Karolinie Północnej sondaże wskazują na remis, a w Wirginii, gdzie ostatni raz demokrata wygrał 44 lata temu, prowadzi Obama (50 do 46 proc. poparcia). Część ekspertów nie wierzy jednak, by mieszkańcy tego stanu poparli czarnoskórego demokratę. Obama prowadzi w walce o Ohio – które w 2000 i 2004 roku głosowało na George’a W. Busha – i może wygrać bój o Florydę. Gdy zamykaliśmy to wydanie, McCain wygrywał w Missouri, Indianie, Montanie, Arizonie i Georgii.

[b][ramka][link=http://www.rp.pl/temat/80250.html]Wszystko o wyborach w USA[/link][/ramka][/b]