Prezydent Barack Obama obsadzi swymi ludźmi niemal 8 tysięcy urzędniczych stanowisk w dziesiątkach departamentów i agencji. Zanim to jednak uczyni, chce wiedzieć o potencjalnych kandydatach wszystko. Chętni do pracy u Obamy muszą odpowiedzieć na piśmie na 63 pytania zawarte w siedmiostronicowym kwestionariuszu.
Aplikanci muszą przedstawić bardzo szczegółowe informacje na temat stanu majątkowego, sytuacji finansowej i prawnej, zarówno swojej, jak i najbliższej rodziny. Muszą zidentyfikować i opisać wszystkie kontrowersyjne i potencjalnie kontrowersyjne wypowiedzi, publikacje i sytuacje z całego swego życia.
Muszą podać adresy wszystkich swoich prywatnych stron internetowych, ujawnić nazwiska, adresy i telefony wszystkich osób, z którymi w ciągu ostatnich dziesięciu lat mieszkali pod jednym dachem „z racji związków uczuciowych lub zobowiązań”, a także przyznać się, czy posiadają broń lub posiada ją ktoś z ich najbliższej rodziny.
[wyimek]Krytycy zarzucają prezydentowi elektowi i jego sztabowi zbytnie wścibstwo [/wyimek]
Według przedstawicieli sztabu Baracka Obamy kwestionariusz odzwierciedla chęć przeprowadzenia zapowiadanej „zmiany w Waszyngtonie”, czyli oczyszczenia środowiska politycznego i większej przejrzystości w życiu publicznym. Niektórzy komentatorzy podkreślają, że jest to słuszne posunięcie, pozwoli ono bowiem nowemu prezydentowi skoncentrować się na konkretnych problemach, a nie na ewentualnych kontrowersjach wywołanych przeszłością jego ludzi.