„To Izraelczycy wypędzili Palestyńczyków”, „Palestyna jest od 40 lat okupowana i gwałcona”, „Właśnie dlatego, że my Niemcy popełniliśmy zbrodnie, nie możemy zamykać oczu na to, że Palestyńczycy są szykanowani, dręczeni i upokarzani przez Izrael” – takie twierdzenia usłyszeli w środę późnym wieczorem widzowie pierwszego programu telewizji publicznej. Wypowiadali je niemieccy naukowcy, dziennikarze i były minister z CDU Norbert Blüm.

Kto śledził sposób, w jaki niemieckie media relacjonują od lat konflikt izraelsko-palestyński, przecierał oczy ze zdumienia. W mediach, a już na pewno publicznych, nigdy dotąd nie potępiono działań Izraela w taki sposób, jak w środowy wieczór. I to wszystko w kraju, którego polityczni przywódcy, jak kanclerz Angela Merkel, nie mają najmniejszych wątpliwości, że Izraelowi przysługuje prawo do obrony w starciu z Hamasem. Nie inaczej jest w mediach czyniących nadludzkie wysiłki, aby zachować równowagę pomiędzy obiektywną informacją na temat operacji w Strefie Gazy a wymogami niemieckiej poprawności politycznej.

Państwa żydowskiego bronił w środowy wieczór jedynie Michel Friedman, były wiceprzewodniczący Centralnej Rady Żydów. Spotkał się natychmiast z zarzutem, że jest arogantem i megalomanem. Być może dlatego, że jest Żydem – padła sugestia. Program zatytułowany „Czy można krytykować Izrael?” wywołał dawno niespotykane emocje. Jeden z widzów, którego opinię zacytowano na wizji, wyraził przekonanie, że Niemcy odkupili już swe winy, wspomagali Izrael finansowo i wystarczy już ciągłego kajania się. Inny widz twierdził, że to, co robi Izrael w Strefie Gazy, wywołuje w Niemczech zadowolenie, bo okazuje się, że nie tylko Niemcy są „sprawcami” (czytaj: zbrodniarzami).

W minioną sobotę w czasie antyizraelskiej demonstracji w Berlinie padały okrzyki „Śmierć Izraelowi”. Uczestniczyło w niej dziewięciu posłów Bundestagu z ramienia postkomunistycznej Partii Lewicy. Chociażby to wydarzenie świadczy o nowej jakości postrzegania w Niemczech Państwa Izrael. – W przeszłości ocena Izraela była wynikiem kompleksu winy. Potem traktowano Izrael jako Dawida walczącego z Goliatem. Przełomem była pierwsza intifada, kiedy w oczach Niemców rolę Dawida przejęli Palestyńczycy. Ostatnia wojna utrwala jedynie to przekonanie – tłumaczy Muriel Asseburg z Fundacji Nauka i Polityka. Z niedawnych badań wynika, że połowa Niemców uważa Izrael za państwo agresywne, a dwie trzecie są zdania, że 60 lat po Holokauście Niemcy nie mają żadnych szczególnych zobowiązań wobec Izraela.