Według mediów aresztowanie 59-letniego sir Allena Stanforda przebiegło spokojnie. Miliarder, któremu zarzuca się wyłudzenie od inwestorów około 7 miliardów dolarów, przebywał właśnie w domu swej narzeczonej w stanie Wirginia, gdy przed wejściem pojawili się agenci FBI. – Stanford wyszedł na zewnątrz i spytał, czy mają nakaz aresztowania – relacjonował w piątek prawnik miliardera Dick DeGuerin. Odpowiedź agentów była twierdząca i w ten sposób Stanford trafił za kratki.
Pierwsze zarzuty wobec firmy inwestycyjnej Stanforda przedstawiono w lutym, gdy władze zamroziły wszystkie jej aktywa bankowe. Zatrzymano też dwoje członków kierownictwa. Według doniesień telewizji CNBC, gdy cała sprawa wyszła na jaw, Stanford próbował wyczarterować samolot, by uciec na Antiguę, ale linia lotnicza nie przyjęła jego oferty płatności kartą kredytową. Od tamtej pory pozostawał na wolności, ale pod ścisłą obserwacją FBI, które gromadziło przeciwko niemu dowody. W maju próbował sam oddać się w ręce władz w Teksasie, ale jego prośba o zatrzymanie nie została przyjęta.
Stanford zbudował fortunę w latach 80. na handlu nieruchomościami w Teksasie. Z czasem przeniósł część biznesu na Karaiby, gdzie otworzył między innymi własny bank. Za zasługi dla wysp Antigua i Barbuda władze tego kraju nadały mu trzy lata temu tytuł szlachecki. Sir Allen zasłynął między innymi z organizacji na swym prywatnym stadionie międzynarodowych rozgrywek w krykiecie. Sponsorowana przez niego seria pięciu meczów między reprezentacjami Karaibów i Anglii, która się odbyła rok temu, przeszła do historii ze względu na rekordowo wysokie nagrody: każdy z graczy zwycięskiej drużyny otrzymał po pół miliona funtów.
Miliarder próbował też powiązać swoje imię ze słynnym kalifornijskim Uniwersytetem Stanforda, twierdząc, że jest krewnym jego założyciela. Władze uczelni zdementowały te doniesienia i pod koniec zeszłego roku złożyły przeciwko niemu skargę w sądzie.
Gdy zamykaliśmy to wydanie „Rzeczpospolitej”, Stanford miał dopiero stanąć przed sądem w Wirginii i usłyszeć zarzuty. Dotąd miliarder, którego najbliżsi współpracownicy oskarżają o oszustwo, nie przyznawał się do winy.