W domy na ulicy przy stacji uderzył najpierw podmuch eksplozji, a potem fala ognia o szerokości 300 metrów. Kilka budynków zawaliło się, a reszta stanęła w płomieniach. Świadkowie mówią o piekle na ziemi i ludziach płonących jak pochodnie. Gaz LPG (mieszanina propanu i butanu) nie mógł ulotnić się do atmosfery, bo jest cięższy od powietrza. Przypuszczalnie przyczyną katastrofy było pęknięcie osi w pierwszej cysternie za lokomotywą. W efekcie cztery cysterny z liczącego 14 takich wagonów składu wykoleiły się, a z pierwszej wyciekło i eksplodowało 25 ton gazu. Policja ewakuowała ponad tysiąc osób.
Strażacy wciąż przeszukują zgliszcza. Podejrzewają, że w gruzach mogą być jeszcze dwie osoby. Równocześnie trwa usuwanie szkód. Jest to bardzo delikatna operacja, bo w wykolejonych wagonach wciąż są miliony litrów ciekłego gazu.
W szpitalach jest około 30 osób. Większość poparzona, w stanie bardzo ciężkim lub krytycznym. To mieszkańcy domów, które stanęły w płomieniach w wyniku eksplozji. W katastrofie ranny został jeden Polak - kierowca, który zaparkował ciężarówkę w pobliżu stacji. Jest w ciężkim stanie.
Większość cystern wyprodukowano w Polsce w fabryce ZNTK w Ostródzie. Zostały kilka lat temu sprzedane amerykańskiej firmie GATX z siedzibą w Austrii, która zajmuje się wynajmowaniem cystern do przewozu paliw, gazu i chemikaliów. Włoskie związki zawodowe sugerują, że wina spoczywa na producencie. Jednak eksperci wskazują, że wszystkie wagony używane na terenie Włoch powinny posiadać homologację i regularnie przechodzić przeglądy włoskiej agencji kontroli taboru kolejowego. Do zbadania przyczyn katastrofy powołano dwie komisje.
Na miejsce tragedii przybył premier Silvio Berlusconi, a Benedykt XVI wystosował telegram kondolencyjny.