- Decyzja nie przyszła mi łatwo. Podjąłem ją po licznych konsultacjach z narodem Afganistanu, swoimi zwolennikami i przywódcami plemiennymi – mówił łamiącym się głosem doktor Abdullah Abdullah.
To były szef MSZ i główny rywal prezydenta Hamida Karzaja w wyborach prezydenckich nalegał na zorganizowanie drugiej tury, alarmując, że głosowanie z 20 sierpnia zostało sfałszowane. Po powtórnym przeliczeniu głosów okazało się, że ubiegający się o reelekcję Karzaj nie przekroczył jednak 50-procentowego progu poparcia, i zarządzono dogrywkę, która miała się odbyć 7 listopada.
[srodtytul]Wybieg Abdullaha?[/srodtytul]
Ale Abduallah żądał też zmian w składzie Niezależnej Komisji Wyborczej składającej się ze zwolenników Karzaja. Kiedy nie spełniono jego warunków, uznał, że start w dogrywce nie ma sensu. – Nie da się zagwarantować przejrzystości głosowania – stwierdził. Część analityków jest zdania, że to tylko pretekst.
– Karzaj jest Pasztunem, czyli ma poparcie największej grupy etnicznej w Afganistanie, gdzie o tożsamości i lojalności decyduje przynależność klanowa i etniczna. Abdullah, który jest Tadżykiem, musiał sobie uświadomić, że w starciu sam na sam z Karzajem nie ma najmniejszych szans – mówi "Rz" Rasul Bakhsh Rais, pakistański politolog i ekspert ds. Afganistanu.