Kilka miesięcy temu Alexandre (prasa nie podaje jego nazwiska) był zwykłym kierowcą ciężarówki w firmie spedycyjnej z Normandii. We wrześniu 2010 roku 50-letni Francuz kupił szczęśliwy los w Lotto. Wygrał 10 milionów euro. Kilkaset tysięcy postanowił zainwestować w swoją podupadającą firmę. – Zrobiłem to, co uważałem za słuszne – powiedział w wywiadzie udzielonym „Le Parisien”.

– Miałem środki do zainwestowania i mogłem uratować 13 – 14 osób przed bezrobociem – wyjaśniał Alexandre. Co ciekawe, nie zwolnił także swojego byłego szefa, bo „było mu go szkoda”. Francuz nie ma jednak zamiaru dalej inwestować w firmę, jeśli ta będzie przynosiła zbyt duże straty. Sam będzie się starał, by do tego nie doszło, bo choć jest milionerem... nadal zasiada za kierownicą ciężarówki.

Jak podają przedstawiciele francuskiej loterii, przypadek Alexandre’a jest szczególny. W przeszłości zdarzało się, że zwycięzcy kupowali firmy czy restauracje, ale nikt nigdy nie kupił przedsiębiorstwa, w którym pracował. Najczęściej ludzie sprawiają sobie drogie samochody, luksusowe mieszkania, często też rzucają pracę. Kończy się to różnie, bo wielu rozrzutnych zwycięzców po latach zostaje bez niczego.

Według szacunków ekspertów większości osób (80 proc.), które trafiły szóstkę w Lotto, po dwóch latach nie zostało nic z wygranej. Naukowcy w USA twierdzą zaś, że szczęście z wygranej w większości przypadków trwa tylko kilka tygodni.