Choć w ostatnim wystąpieniu podczas swojej drugiej kadencji prezydent podsumowywał swoją prezydenturę, spora część przemówienia wyraźnie nawiązywała do toczącej się kampanii wyborczej. Wyraźnie przeciwstawił wizję Ameryki – kraju, który wydobył się z kryzysu finansowego, który przewodzi światu i nie stracił ducha innowacyjności i przedsiębiorczości – katastroficznym ocenom stanu państwa przedstawianym przez republikańskich kandydatów na prezydenta.
Podjął polemikę przede wszystkim z Donaldem Trumpem, chociaż nie wymienił go z nazwiska. Aluzje były jednak więcej niż oczywiste. „Nie stajemy się silniejsi ani bezpieczniejsi, gdy politycy obrażają muzułmanów. To nas poniża w oczach świata" – mówił, nawiązując do apeli Trumpa, aby zakazać wyznawcom islamu wjazdu do USA. „Wszyscy, którzy mówią, że amerykańska gospodarka upada, żyją w świecie fikcji" – odwoływał się do katastroficznych wizji Trumpa. Polemizował także (również bez wymieniania nazwiska oponenta) z innym republikańskim kandydatem, senatorem Tedem Cruzem, który proponował dywanowe naloty na Syrię, mówiąc, że masowe zabijanie ludności cywilnej nie może być rozwiązaniem problemu.
Obama przyznał też otwarcie, że największą porażką jego prezydentury jest pogłębienie się podziałów między republikanami a demokratami. „Bez wątpienia prezydent o talencie Lincolna czy Roosevelta lepiej poradziłby sobie z budowaniem mostów, ale gwarantuję, że będę próbował to robić tak długo, jak długo będę piastował mój urząd" – mówił prezydent.
Podział między prawą a lewą stroną sali można było wyczuć niemal namacalnie. Podczas przerywanego oklaskami prawie 70 razy godzinnego przemówienia republikanie niezwykle rzadko przyłączali się do owacji, a jeszcze rzadziej podnosili się z miejsc.
Stosunkowo krótka część orędzia poświęcona była problemom międzynarodowym. Obama mówił wprost, że Al-Kaida i tzw. Państwo Islamskie stanowią bezpośrednie zagrożenie dla Ameryki, ale nie jest to III wojna światowa. Podkreślał, że USA pozostają największą potęgą na świecie nie tylko dzięki sile militarnej, ale także dzięki wyznawanym wartościom.