Wietnamskie media ze smutkiem donoszą o śmierci 200-kilowego żółwia, którego znaleziono martwego w jeziorze Hoan Kiem w centrum stolicy.
Sprawa jest poważna z kilku powodów. Jezioro jest symbolem Hanoi nazywanym "sercem" całego miasta i kraju. Jego wietnamska nazwa oznaczająca dosłownie "jezioro zwróconego miecza" nawiązuje do starej legendy o tym, jak przed wiekami wielki żółw z tego właśnie miejsca pomógł odeprzeć najazd chińskiej armii. Sprezentował wietnamskiemu królowi magiczny miecz, który następnie oddano mu pod opiekę. Na wszelki wypadek, gdyby zagrożenie miało się powtórzyć i trzeba było liczyć na magiczną interwencję.
Wiadomość o śmierci żółwia nadeszła podczas trwającego właśnie XII kongresu partii komunistycznej, podczas którego wybierane są nowe władze kraju. Śmierć patrona stolicy, obrońcy przed całym złem i jednego z czterech najważniejszych zwierząt w buddyzmie (pozostałe to słoń, czapla i nieistniejące stworzenie w rodzaju skrzyżowania lwa z psem) to cios w obradujących polityków. Niezależnie od tego, kto miałby z kongresu wyjść zwycięsko, jego pozycja może być w tym momencie naznaczona fatum.
Żółw z Hanoi należał do jednego z najbardziej zagrożonych gatunków tych gadów na świecie. Był jednym z czterech (!) żyjących żółwiaków szanghajskich na całej Ziemi. Obecnie pozostały przy życiu jedynie trzy znane osobniki. Dwa znajdują się w ogrodzie zoologicznym w Suzhou w Chinach, trzeci święty żółwiak mieszka w innym jeziorze w Hanoi.
Media w Wietnamie piszą o złej wróżbie dla kraju. Niektóre z gazet wstrzymały nawet publikację wiadomości o zmarłym zwierzęciu, żeby nie siać paniki. Wietnam jest krajem komunistycznym o oficjalnie ateistycznym profilu, jednak buddyzm i wiara w przesądy są obecne na każdym kroku. W szkołach dzieci od małego uczą się legendy o dzielnym gospodarzu jeziora Hoan Kiem, który w XV wieku powstrzymał chińską inwazję. Wietnam najeżdżany był przez północnego sąsiada wielokrotnie, ale do tej pory prędzej czy później radzono sobie z wrogiem. Śmierć żółwia zbiega się z rozbudową sztucznych wysp, które Pekin od blisko 2 lat wykorzystuje jako metodę na zagarnianie wpływów na Morzu Południowochińskim. Gdy zabrakło najważniejszego patrona kraju, chyba nikt nie stanie w obronie Wietnamczyków i chiński plan nowej kolonizacji się powiedzie.