Zwycięzca już o ósmej rano w towarzystwie żony Swietłany zjawił się w lokalu wyborczym. Był w świetnym nastroju. Dowcipkował, uśmiechał się do kamer. Reporterom udało się podpatrzyć, że oddał głos na siebie.
To, że wygra, było przesądzone od grudnia, gdy ustępujący prezydent Władimir Putin namaścił go na swojego następcę. 7 maja Miedwiediew zostanie zaprzysiężony i stanie się trzecim prezydentem Rosji. Putin obejmie natomiast fotel premiera. – Czegoś takiego jeszcze nie było. Nie wiadomo, kto naprawdę będzie teraz rządził Rosją – mówi „Rz” Andriej Lipski, szef działu politycznego „Nowoj Gaziety”.
Obaj politycy pojawili się wieczorem na scenie ustawionej na placu Czerwonym w Moskwie, gdzie przy muzyce ulubionego zespołu Władimira Putina fetowano zwycięstwo. – Putin, Putin – skandował zgromadzony tłum. – Moja polityka będzie bezpośrednią kontynuacją drogi wytyczonej przez prezydenta Putina – zapowiedział Miedwiediew i obiecał, że wszystkimi legalnymi środkami będzie umacniał pozycję Rosji na arenie międzynarodowej.
Chociaż w wyborach startowało czterech kandydatów, nie było wśród nich ani jednego przedstawiciela opozycji. – To po prostu nielegalne przekazanie władzy – stwierdził były premier Michaił Kasjanow, którego nie dopuszczono do startu w wyborach.
Co zmiana na Kremlu oznacza dla Polski? – Jeśli Miedwiediew będzie realizował zapowiedzi demokratyzacji kraju, to Polska na tym skorzysta – uważa były szef MSZ Adam Rotfeld. Paweł Kowal z PiS jest jednak sceptyczny. – Już widać, że będzie realizował politykę poprzednika, która ma ułatwić Rosji stosowanie szantażu energetycznego – przekonuje były wiceminister spraw zagranicznych.