Jeszcze parę miesięcy temu w sondażach w New Hampshire Hillary Clinton miała 20-punktową przewagę nad Barackiem Obamą. Teraz – według niektórych sondaży – ma przed jutrzejszymi prawyborami prezydenckimi w tym stanie 3 procent straty do niego. To wahnięcie świadczy o przemożnej potrzebie zmiany, która była głównym tematem sobotniej debaty kandydatów. Także w wyścigu republikańskim, gdzie wedle ostatnich sondaży równe szanse na zwycięstwo w New Hampshire mają Mitt Romney i senator John McCain.Amerykanie są jak doktor Jekyll i pan Hyde – zarazem dziecinnie idealistyczni i do bólu pragmatyczni. W politykach szukają zwykle spełnienia obu pozornie sprzecznych potrzeb: chcą, by godnie reprezentowali ich ideały, a jednocześnie ponad wszystko cenią u nich skuteczność działania.
Degrengolada na Bliskim Wschodzie, widmo recesji, rosnąca konkurencja ze strony Chin czy Unii Europejskiej – wszystko sprawia, że ostatnimi laty Amerykanie coraz boleśniej uświadamiają sobie, że niezwykła magia, jaka otaczała ich kraj od chwili jego powstania, zaczyna niebezpiecznie blaknąć. Odruchowo szukają kogoś, kto tak jak niegdyś Kennedy będzie umiał zainspirować ich do rzeczy wielkich – do odnowy.
Clinton podkreśla, że ma za sobą „35 lat doświadczeń na polu zmian”. Nawet jeśli bycie żoną gubernatora stanu, a potem prezydenta USA rzeczywiście potraktować jako doświadczenie w wielkiej polityce (jeśli tak, do wyborów należy natychmiast zaprosić Laurę Bush), to jest to niebezpieczna argumentacja.
Przekonał się o tym boleśnie inny startujący do niedawna w tym wyścigu demokrata senator Joe Biden. Biden wygląda jak rzymski senator, mówi jak filmowy prezydent i ma za sobą lata doświadczeń w najważniejszych komisjach Senatu USA. I mimo że wielu wyborców, z którymi rozmawiałem w Iowa, wyrażało się o nim z najwyższym uznaniem i szacunkiem, poniósł druzgocącą klęskę, bo jest chodzącym uosobieniem starego porządku.Clinton znakomicie komunikuje się z wyborcami na poziomie logicznym. Mówi w sposób przejrzysty i prosty o skomplikowanych sprawach. Jest znakomicie przygotowana merytorycznie i upozowana scenicznie.
Ale jest wyborem chłodnego rozsądku, a nie serca. Pobudza pragmatyczne obszary w mózgu amerykańskiego wyborcy, pozostawiając sfery odpowiedzialne za idealizm w całkowitym uśpieniu.