Jan Slota, lider koalicyjnej Słowackiej Partii Narodowej (SNS), podczas obrad rady koalicji w Bratysławie nazwał pomnik świętego Stefana na Wzgórzu Zamkowym „pomnikiem błazna na koniu”.
Święty Stefan to patron Węgier, uznawany tam za „jednego z budowniczych chrześcijańskiej Europy”. Węgrzy nie posiadają się z oburzenia. Juraj Migasz, ambasador Słowacji w Budapeszcie, został wezwany do węgierskiego MSZ, a szefowa dyplomacji Kinga Göncz porównała Słowacką Partię Narodową do ugrupowań parafaszystowskich.
Węgrzy poczuli się urażeni, tym bardziej że uczestniczący w obradach koalicji premier Słowacji Robert Fico nie zareagował na słowa partnera koalicyjnego.
– W tej sytuacji nie widzę szans na spotkanie obu premierów – powiedział sekretarz stanu węgierskiego MSZ. Ekipa ekspertów przygotowywała takie spotkanie od wielu tygodni. Jego celem miała być poprawa stosunków, które pogorszyły się w roku 2006, gdy słowaccy nacjonaliści weszli w skład lewicowej koalicji.
Jan Slota nie pierwszy raz naraził się sąsiadom i węgierskiej mniejszości na Słowacji. W 1995 r. przeforsował tzw. ustawę językową, która odbierała węgierskiej diasporze konstytucyjne prawo do posługiwania się językiem narodowym w kontaktach urzędowych. Potem wystąpił o zdelegalizowanie Partii Węgierskiej Koalicji (SMK) reprezentującej w 5,5-milionowej Słowacji 450-tysięczną mniejszość narodową. Na wiecach apelował, by „Słowacy wsiedli na czołgi i zrównali z ziemią Budapeszt”. Twierdził, że Węgrzy to „Hunowie, którzy podbili środkową Europę i słynęli z okrucieństwa”.