Rz: Do olimpiady zostało kilka tygodni. Trzeba szybko zdecydować: bojkotować czy nie?
Agata Bareja-Starzyńska:
Duchowy przywódca Tybetańczyków Dalajlama nie wzywa do bojkotu olimpiady. Przekonuje, że Chińczykom jako najliczniejszemu narodowi na świecie należy się szansa pokazania swych możliwości. Mówił to już dawno, mając nadzieję, że jeżeli świat przyzna Chinom możliwość zorganizowania takiego wydarzenia, pancerz zostanie poluźniony i do Chin choć w pewnym stopniu zawitają prawa człowieka. Tymczasem świat poprzestał na sprawdzaniu, jak rosną olimpijskie obiekty, nie łącząc przygotowań do igrzysk z jakimikolwiek działaniami prodemokratycznymi. Olimpiada przestała być tym samym symbolem wolności i stała się tylko machiną do zarabiania pieniędzy. Dalajlama zabiega też o to, by przy okazji przyjazdu na olimpiadę obcokrajowcy zobaczyli też inne rejony Chin, w tym Tybet.
Przecież władze w Pekinie organizują wycieczki dla dziennikarzy czy dyplomatów i pokazują, jak Tybet rozwinął się gospodarczo pod panowaniem Chin.
Jeśli to kraj mlekiem i miodem płynący, to dlaczego potrzeba specjalnego zezwolenia na wjazd do Tybetu? Podczas chińskich wycieczek kolejne delegacje spotykają tę samą Tybetankę z pięciorgiem dzieci, która tak samo odpowiada na pytania. Nawet tłum na ulicy tworzą ludzie, którym kazano się tam zebrać. Łatwo jest przebrać młodych mężczyzn w stroje mnichów i tylko nieliczni poznają, że dana twarz jest chińska, a nie tybetańska, lub że mnich nie potrafi odmówić modlitwy. Podczas starć w marcu sami Tybetańczycy zauważyli, że wśród nich są osoby, które dziwnie się zachowują. Trudno bowiem podejrzewać mnicha, że ni z tego, ni z owego zacznie demolować sklepy.