Najgorzej jest w nowozelandzkim Christchurch. Jak pisał „New Zealand Herald”, na plaże i na baseny wyległy setki ludzi. Są poważne problemy z autostradą nr 1; jej część zwana Drogą Pustynną po prostu się topi, jak pisała gazeta – przyjmując konsystencję toffi. Niewiele pomaga posypywanie jej piaskiem.
Meteorolodzy twierdzą, iż w rzeczywistości temperatura w położonym na południu kraju Christchurch jest nieco niższa, a to, że termometry wykazały 40 stopni, wynika np. z nagrzania się metalowych dachów. Ale ludzi to specjalnie nie przekonuje.
Ciepłe powietrze – 20-25 stopni - nadciera znad Morza Tasmańskiego, ogrzewa się o 10 stopni nad nowozelandzkimi Alpami Południowymi – i potem płynie nad równiny.
Coraz goręcej robi się też w Australii. W Melbourne temperatura wynosi już około 30 stopniu w dzień; na wtorek spodziewane jest tam 37 stopni, a w głębi lądu – 40, podobnie jak w Nowej Zelandii. – Zazwyczaj najgorętsza jest druga połowa stycznia i pierwsze tygodnie lutego – podkreślał meteorolog Dean Stewart, cytowany przez „Herald Sun”.
Wszystko to dzieje się, gdy Europa odnotowuje rekordowo niskie temperatury. W porcie w Rotterdamie po raz pierwszy od 12 lat trzeba było wysłać lodołamacze, a w Marsylii opady śniegu zmusiły do zamknięcia międzynarodowe lotnisko. Podobnie było w Madrycie. W Niemczech odnotowano rekordową temperaturę – 34,6 stopnia.