W największej tego typu, trzymiesięcznej operacji uczestniczą w zasadzie wszyscy chińscy policjanci – podaje brytyjski dziennik „The Times”. W sumie prawie 2 miliony funkcjonariuszy. Ich zadaniem jest wysłuchiwanie trosk mieszkańców miast i wsi. W miarę swych możliwości policjanci mają pomagać w rozwiązywaniu problemów.
Jak donosi korespondent „Timesa”, który obserwował pracę jednego z dzielnicowych posterunków w mieście Baoding, bolączki bywają różne: od skarg na pijaków sikających na mury po pomoc w uzyskaniu zezwolenia na wyjazd do Tajwanu. Wszyscy policjanci mają przypisane konkretne domy i zakłady pracy, które muszą odwiedzać, by utrzymywać bliski kontakt z lokalną społecznością.
Jak mówi wicedyrektor policji w Baodingu, celem kampanii jest poprawa wizerunku policji. Z pewnością nie jest on najlepszy, szczególnie w mniejszych miastach, gdzie panuje korupcja, a policja stawia się ponad prawem.
Na wizerunek stróży porządku źle wpływają również takie operacje jak ta sprzed dwóch lat, gdy policja w mieście Shenzhen, słynnym na cały świat laboratorium chińskich reform rynkowych, zorganizowała paradę prostytutek i sutenerów. Władze postanowiły zniechęcić do uprawiania seksu, prowadząc około 100 pracownic i menedżerów seksprzemysłu w kajdankach przez zatłoczone centrum miasta. Wszystkim założono jaskrawożółte podkoszulki, a policjanci odczytywali przez megafon ich nazwiska. Ten pomysł rodem z czasów rewolucji kulturalnej spotkał się z ostrą krytyką ze strony internautów, a nawet niektórych państwowych mediów.
„Harmonizacja”, czyli uspokojenie społeczeństwa przed wielkimi imprezami partyjnymi (jak zjazdy KPCh czy coroczne obrady parlamentu) oraz międzynarodowymi (jak niedawne igrzyska w Pekinie), to ryż powszedni chińskiej rzeczywistości. Październikowa 60. rocznica powstania Chińskiej Republiki Ludowej, której towarzyszyć mają wielkie obchody w całym kraju, to jedna z takich ważnych okazji, do których służby bezpieczeństwa szykują się miesiącami.