– Wszystko się sypie, zamykają zakład za zakładem, ludzie idą na bezrobocie – mówi „Rz” Kazimierz Anhalt, działacz związku zawodowego SIPTU, który współorganizował protest. – Jest całkiem prawdopodobne, że rząd poda się do dymisji, bo nie chce brać odpowiedzialności za ten krach. Jeden z polityków Fianna Fail (rządząca partia centrowo-liberalna – red.) chlapnął już nawet o tym niechcący w telewizji – dodaje.
Gniew związkowców wywołały rządowe plany cięć budżetowych, zamrożenia płac i podwyżki składek emerytalnych w administracji publicznej. Dotknie ona 350 tys. pracowników. W ten – między innymi – sposób premier Brian Cowen zamierza walczyć z kryzysem, który dotknął Zielonej Wyspy. Związkowcy zarzucają rządowi, że chce obarczyć kosztami kryzysu pracowników, chroniąc interesy właścicieli firm i banków.
„Zarobiłeś najwięcej, płać najwięcej!”, „Nie będziemy płacić za pazerność superbogatych!” – głosiły hasła na transparentach niesionych przez demonstrantów w irlandzkiej stolicy. – Moja rodzina będzie miała o 500 euro miesięcznie mniej, bo mąż i ja pracujemy w sektorze publicznym. Po prostu wszystko się we mnie gotuje, jak widzę, że w brutalny sposób uderza się w najsłabsze grupy społeczeństwa – mówiła uczestnicząca w manifestacji nauczycielka Sheila O’Shea, cytowana przez agencję Reuters.
– To dopiero pierwszy krok naszej kampanii – powiedział o demonstracji David Begg, sekretarz generalny Irlandzkiego Kongresu Związków Zawodowych (ICTU). Związkowcy planują kolejne akcje przeciwko polityce rządu Cowena. Ugrupowania radykalnej lewicy, bardzo widoczne podczas sobotniej demonstracji, namawiają ich do ogłoszenia strajku generalnego.Kryzys w Irlandii zaczął się wcześnie, już we wrześniu 2008. Premier Cowen przyznaje, że w latach 2008 – 2010 gospodarka kraju, nazywanego do niedawna Celtyckim Tygrysem, może skurczyć się o 10 procent. Popularność rządzącej Fianna Fail spadła do najniższego poziomu w historii. Jej wyborcy masowo zasilają szeregi zwolenników Partii Pracy. Gdyby wybory odbyły się dziś, konserwatywna Fine Gael zdobyłaby 32 proc. głosów, Partia Pracy – 24 proc. ,a Fianna Fail – 22 proc. – Partia Cowena widzi, że teraz nie opłaca się rządzić. Zapewne rozpisze nowe wybory, by odpowiedzialność za kraj wzięła na siebie Fine Gael, co ma doprowadzić do jej upadku – mówi Anhalt.
Huragan społecznych protestów, będących następstwem kryzysu, zmiótł już rządy Islandii i Łotwy. W tarapatach znalazły się władze Litwy i Estonii. Przybierają na sile protesty antyrządowe organizowane przez związki zawodowe we Francji.