W 2006 roku było to bardzo głośne morderstwo. Grupa młodych Francuzów porwała 23-letniego Ilama Halimiego. Od rodziny żądano okupu, a w tym czasie torturowano mężczyznę do nieprzytomności. Brutalnie pobitego, rozebranego do naga, podrzucono go niedaleko stacji kolejowej, gdzie zmarł.
Proces zabójców odbywał się bez udziału mediów, gdyż dwóch członków gangu było nieletnich. Dopiero w ostatni piątek cała grupa usłyszała wyroki. Herszt gangu Jusuf Fofana dostał dożywocie bez możliwości wcześniejszego opuszczenia celi przez 22 lata. Ale reszta grupy – w sumie 26 osób – otrzymała znacznie niższe wyroki. Na przykład kobieta, która feralnego dnia zwabiła Halimiego w pułapkę, została skazana na dziewięć lat więzienia. 15 i 18 lat dostało zaś dwóch mężczyzn, którzy więzili Ilama.
W środowiskach żydowskich natychmiast zawrzało. Wyrok nie podobał się też niektórym politykom. Zwłaszcza minister sprawiedliwości. Wczoraj Michele Alliot-Marie ogłosiła, że zwróciła się w tej sprawie do prokuratora sądu apelacyjnego. Po jej interwencji proces 14 oskarżonych zostanie wznowiony.
– Reakcja rządu była bardzo ostra i miała pokazać, że jest on odpowiedzialny i wrażliwy na sprawę. Ale to kontrowersyjna reakcja i słychać głosy, że rząd zbytnio zaangażował się w ten proces – mówi „Rz” Michael Streeter, dziennikarz i wydawca „The French Paper”. Przyznaje jednak, że zabójstwo na tle rasowym przeraziło Francuzów. – Po tamtym morderstwie w szkołach pojawiły się zajęcia, które mają uświadamiać dzieciom problem antysemityzmu – dodaje.