Takiego procesu nie było w Iranie od 30 lat. Pierwsze 100 osób pojawiło się w sądzie w sobotę. Kolejnych dziesięć w niedzielę. Na ławie oskarżonych zasiedli byli ministrowie i posłowie, którzy znajdowali się u władzy w czasie ośmioletnich rządów proreformatorskiego prezydenta Mohammada Chatamiego. Wśród nich m.in. były rzecznik rządu Abdollah Ramezanzadeh, a nawet były wiceprezydent Mohammad Ali Abtahi. Niektórzy w więziennych uniformach. Inni zakuci w kajdanki. Wszyscy oskarżeni o próbę wywołania aksamitnej rewolucji.
„Dowody zdrady Chatamiego i Musawiego ujawnione” – taki tytuł pojawił się wczoraj na czołówce oficjalnej gazety „Kayhan”. Na salę rozpraw nie wpuszczono żadnych dziennikarzy poza ekipą irańskiej telewizji państwowej. Dzięki niej świat mógł usłyszeć niektóre zeznania.
– Mówię do wszystkich przyjaciół, którzy teraz mnie słyszą. Informacje o sfałszowanych wyborach były kłamstwem. Były wymówką, by wszcząć zamieszki – mówił Abtahi. Jak informowała oficjalna agencja prasowa Fars, były wiceprezydent wręcz przeprosił za to, że brał udział w zamieszkach. Cytowano też, jak mówił, że były prezydent Akbar Haszemi Rafsandżani poparł Musawiego, ponieważ chciał się zemścić na Mahmudzie Ahmadineżadzie za porażkę w wyborach prezydenckich w 2005 roku. – Nie zachowywał się normalnie – oceniła jego żona. Według niej nie mówił tak jak zwykle, a ton jego głosu był taki, jakby Abtahi był zły. – Jakby zmuszał się do mówienia. Nie był naturalny – mówiła.
Kilka godzin później Abtahi udzielił wywiadu publicznej telewizji. Wraz z innym aresztowanym siedział przy stoliku w cieniu drzew. I całkowicie zaprzeczył, jakoby w sądzie był pod wpływem leków.
Według żony wiceprezydent stracił 18 kilogramów. W celi teherańskiego więzienia spędził 43 dni. Razem z innymi opozycjonistami został zatrzymany na ulicy w połowie czerwca, gdy irańska milicja siłą rozpędziła tysiące Irańczyków protestujących przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich. Zginęło wtedy co najmniej 20 osób, a do aresztu trafiło ponad 2 tysiące osób. Do dziś w celach pozostało około 250. Żaden osadzony nie miał kontaktu z adwokatem.