W środę wieczorem spora grupa rozentuzjazmowanych przeciwników premiera na wieść o decyzji Trybunału, który odebrał mu specjalny immunitet, ruszyła pod jego kancelarię, skandując: „Do więzienia!”. Tymczasem okazuje się, że Silvio Berlusconi raczej do więzienia nie trafi, i to nie tylko ze względu na swoje 73 lata.
Wyrok TK „odmroził” dwa procesy przeciw premierowi, z których szczególnie jeden budził nadzieje jego politycznych wrogów. Skazany w nim już został w tym roku dawny współpracownik Berlusconiego David Mills. Premier, któremu zarzuca się, że próbował skłonić Millsa do składania fałszywych zeznań, uniknął ławy oskarżonych tylko dzięki ustawie unieważnionej przez Trybunał.
Wydawałoby się więc, że stający przed tym samym sądem w tej samej sprawie Berlusconi nie uniknie wyroku. Jednak sędzia Nicoletta Gandus, niechętna Berlusconiemu, nie potrafiła powstrzymać emocji i w uzasadnieniu wyroku na Millsa napisała, że za wszystkim stał Berlusconi. To zaś, według prawa, uniemożliwia temu składowi sędziowskiemu orzekanie w sprawie Berlusconiego – bo nieopatrznie już ogłosił swą opinię.
Co więcej, bez zgody obrońców premiera nowy skład sędziowski nie będzie mógł skorzystać z materiałów zgromadzonych w procesie przeciw Millsowi. To oznacza, że trzeba wszystko, włącznie z opiniami biegłych i przesłuchaniem świadków, zrobić jeszcze raz. Zdaniem ekspertów prawnych nawet przy wielkim pośpiechu i zaangażowaniu sądu nie sposób będzie w ciągu półtora roku doprowadzić do skazania Berlusconiego, nie mówiąc o ostatecznym i wiążącym wyroku. A wtedy sprawa ulegnie przedawnieniu.
Podobnie mają się sprawy z drugim procesem, w którym Berlusconi oskarżony jest o stworzenie funduszu łapówkowego w rajach podatkowych. Ta sprawa jest z kolei w powijakach, co również skazuje ją na przedawnienie. I z tej trudnej przeprawy z wymiarem sprawiedliwości Berlusconi ma zatem szansę wyjść bez szwanku, choć jeszcze w środę wydawało się to nieprawdopodobne.