Stojący od pięciu lat na czele rządu Andrus Ansip obiecał rodakom, że wprowadzi euro. I zrobił to 1 stycznia tego roku. Obiecał też, że Estonia stanie się jednym z najbogatszych państw Europy. Czy tak będzie? Pod koniec ubiegłego roku tylko Szwecja wyprzedzała ją w UE pod względem rozwoju gospodarczego. Teraz, zaledwie dwa dni przed niedzielnymi wyborami parlamentarnymi, Ansip ogłosił, że rząd kupi ponad 500 samochodów elektrycznych Mitsubishi i-MiEV. Koszt jednego to około 160 tysięcy złotych. Ale Estonia otrzyma je dzięki sprzedaży japońskiemu koncernowi nieużywanych jednostek emisji dwutlenku węgla. Samochody trafią do pracowników socjalnych, by nie zanieczyszczali środowiska.
– Ludzie chcą stabilizacji i on im ją daje. Nie słychać nawet, by ktokolwiek narzekał na wprowadzenie euro. Wszystko wskazuje na to, że to on dalej będzie rządził krajem – mówi „Rz” Henri Laupmaa z Instytutu Estońskiego. Zwycięstwo rządzącej Partii Reform przepowiadały wszystkie sondaże.
Główny rywal Ansipa, lider lewicowej Partii Centrum i jednocześnie mer Tallina Edgar Savisaar wpadł ostatnio w tarapaty. W kraju, w którym niechęć do Rosji jest ogromna, wyszło na jaw, że jego kampanię wyborczą miał finansować szef rosyjskich kolei państwowych Władimir Jakunin. Co więcej, Savisaar poprosił go o pomoc przy budowie prawosławnej cerkwi w Tallinie, która powstała w zamieszkanej przez Rosjan dzielnicy miasta.
– Jest mnóstwo ludzi w Rosji, którzy chcieliby wciągnąć Estonię do rosyjskiej strefy wpływów i podporządkować nas woli Moskwy. I niestety, Savisaar wita ich z otwartymi ramionami – mówił Ansip, ostrzegając, że to zapewne nie ostatni raz Moskwa próbuje powołać w Tallinie podporządkowany sobie rząd.
Dziennikarka Tuuli Koch z dziennika „Postimees”, która opisała w swojej gazecie aferę, właśnie otrzymała najbardziej prestiżową w Estonii dziennikarską nagrodę. Prezydent Toomas Hendrik Ilves już zapowiedział, że nigdy nie powierzy merowi stanowiska premiera. Sam Ansip wykluczył jakąkolwiek z nim współpracę.