Pod koniec stycznia nowym szefem personelu Białego Domu będzie 56-letni Jack Lew, ortodoksyjny Żyd. Odchodzi z tego stanowiska dotychczasowy szef kancelarii William Daley z przyczyn osobistych i prezydent Barack Obama uznał za właściwe wysłać czytelny sygnał do żydowskiej społeczności USA na kilka miesięcy przed wyborami prezydenckimi. – Lew jest wielkim przyjacielem Izraela i zawsze jest gotów do pomocy – twierdzi Natan Szaranski, przewodniczący wpływowej Agencji Żydowskiej.
Jack Lew jest znanym specjalistą w dziedzinie spraw budżetowych i ma ogromne doświadczenie polityczne, także w prowadzeniu kampanii wyborczych. Jest jednym z nielicznych przedstawicieli liczącej ponad 6 mln członków wspólnoty żydowskiej w USA w najbliższym otoczeniu prezydenta. „Żydzi mają teraz swój adres w Białym Domu" – komentował wczoraj zapowiedź nominacji Lewa „Jerusalem Post". Dziennik przypomina, że jako praktykujący Żyd Lew przestrzega ściśle szabasu. Kilka lat temu nie odebrał nawet w czasie jego trwania telefonu od Billa Clintona, w którego administracji wówczas pracował.
Amerykańscy Żydzi tradycyjnie oddają głosy na demokratów. W 2008 roku Baracka Obamę poparło 83 proc. elektoratu żydowskiego. Za sukces republikanów uważa się zdobycie przez George'a W. Busha w 2004 roku jednej czwartej głosów społeczności żydowskiej. W takiej sytuacji niemałej wagi nabierają oskarżenia pod adresem jednego z kandydatów republikanów do nominacji prezydenckiej Rona Paula.
Zaczęło się od krótkiego spotkania w czasie kampanii w New Hampshire z rabinem Yisroelem Dovidem Weissem. Jest on jednym z przywódców antysyjonistycznego ruchu Neteurei Karta skupiającego ultraortodoksyjnych Żydów nieuznających państwa żydowskiego w obecnej postaci, gdyż może ono powstać dopiero wraz z nadejściem mesjasza.
Ortodoksyjny Żyd Jack Lew zostanie szefem kancelarii prezydenta Obamy