Kryzys uchodźczy zmusił niemiecki rząd do działania. Uchwalona niedawno ustawa azylowa nie wejdzie w życie – jak planowano – 1 listopada, tylko kilka dni wcześniej – w sobotę, 24 października. Kilka dni później dojdzie już do pierwszych deportacji uchodźców nie mających szans na azyl w Niemczech.
Nowa ustawa azylowa przewiduje istotne zmiany. Uznaje ona wszystkie państwa Bałkanów Zachodnich (nadal z tego regionu napływa do Niemiec tysiące ludzi) za bezpieczne kraje pochodzenia. Zgodnie z zaostrzoną ustawą „uchodźcy ekonomiczni" nie będą mieli żadnych szans na azyl.
Poza tym konsekwentnie ma dochodzić do deportacji osób, których wniosek o azyl został odrzucony. Obecnie żyje w Niemczech 190 tys. takich osób, przy czym 140 tys. ma status „pobytu tolerowanego", 50 tys. mogłoby natychmiast opuścić kraj. Nowa ustawa przewiduje także, że azylanci będą dłużej przebywać w ośrodkach recepcyjnych (6 miesięcy zamiast trzech). W miarę możliwości mają też otrzymywać mniej gotówki, zamiast tego świadczenia rzeczowe – wyżywienie, ubranie, wyposażenie.
Problemy z wnioskami
Na tym jednak nie koniec. Kolejną bolączką jest zbyt powolne rozpatrywanie wniosków o azyl. W Federalnym Urzędzie ds. Migracji i Uchodźców ma powstać tysiące nowych etatów, jednak to wymaga czasu. Niektóre landy (m.in. Berlin) nie mogą sobie poradzić nawet z pierwszą rejestracją uchodźców. Na zgłoszenie imigranci muszą czekać kilka miesięcy. Nie wspominając o złożeniu właściwego wniosku o azyl.
Bolący i palący temat
Kryzys uchodźczy budzi w Niemczech coraz większe kontrowersje. I to nie tylko na scenie politycznej. Również w społeczeństwie nastroje są nie najlepsze. W ankiecie instytutu Allensbach aż połowa respondentów wyraziła wielkie obawy, jak Niemcy poradzą sobie z falą uchodźców. Większość ankietowanych była zdania, że ryzyko związane z uchodźcami przeważa nad szansami.