Wśród pasażerów fatalnego lotu oprócz 30 obywateli Egiptu (i dziesięciu członków załogi) było także 15 Francuzów oraz dwóch Irakijczyków, a także po jednym obywatelu Wielkiej Brytanii, Kuwejtu, Arabii Saudyjskiej, Sudanu, Czadu, Portugalii, Belgii, Algierii i Kanady.
Salafici na Roissy
- Dojdziemy do prawdy – zapowiedział po specjalnym posiedzeniu rządu prezydent François Hollande. Wcześniej w rozmowie telefonicznej z egipskim przywódcą, marszałkiem Sisi, obiecał, że Francja udzieli Egiptowi wszelkiej możliwej pomocy w prowadzeniu śledztwa. Hollande przyznał także, że „na tym etapie nie możemy wykluczyć żadnej przyczyny tragedii – usterki technicznej, zamachu terrorystycznego, samobójstwa pilota".
Dla francuskich władz sprawa szybkiego ustalenia faktów ma żywotne znaczenie nie tylko z powodu obecności tak dużej liczby Francuzów na pokładzie samolotu. Po niedawnych zamachach w Paryżu nie da się przecież wykluczyć, że to kolejny akt zemsty tzw. Państwa Islamskiego za naloty na Syrię, za którym mogą pójść następne zamachy.
We Francji od kilku miesięcy obowiązuje stan wyjątkowy, armia patroluje ulice. Poczucie, że władze nie kontrolują sytuacji, może jednak doprowadzić do dalszego wzrostu poparcia dla skrajnie prawicowego Frontu Narodowego przez wyborami prezydenckimi wiosną przyszłego roku.
W czwartek od rana rozpoczęto kontrolę systemów bezpieczeństwa na paryskim lotnisku Roissy Charles de Gaulle, drugim największym w Europie (66 mln podróżnych w ub.r.). Okazuje się, że w ub.r. władze odebrały prawo do przebywania w chronionych częściach obu stołecznych lotnisk 70 muzułmanom, którzy wykazywali „oznaki radykalizacji". Łącznie prawo do poruszania się na płycie lotniska, przenoszenia bagażu, kontroli technicznej samolotów ma na Roissy i Orly 85 tys. osób. Jednak francuskie władze oceniają, że w kraju nawet kilkanaście tysięcy salafitów (zwolenników radykalnej wersji islamu) może zdecydować się na przeprowadzenie ataku terrorystycznego. Mimo to wczoraj nie podjęto decyzji o zamknięciu lotniska w Roissy.
Islamiści walczą z Kairem
Jeśli rzeczywiście doszło do zamachu, przynajmniej równie prawdopodobne jest, że jego sprawcami są terroryści działający w Egipcie. Od kilku lat reżim w Kairze walczy z oddziałami tzw. Państwa Islamskiego. To oni przyznali się do doprowadzenia do rozbicia 31 października ub.r. airbusa A321 rosyjskich linii Metrojet z 224 osobami na pokładzie. Maszyna eksplodowała nad Synajem – terrorysta zdołał umieścić ładunek wybuchowy tuż przed startem z Szarm el-Szejk.