Istniejąca niemal 30 lat firma, która tylko w latach 2007 – 2009 przyniosła budżetowi ponad 2 mln zł, została doprowadzona przez ZUS do likwidacji. Pracownicy stracili zatrudnienie, a ZUS dopiero ostatnio odzyskał część zaległości. Politycy od lat deklarują, że chcą państwa przyjaznego przedsiębiorcom, tymczasem urzędnicy bez oglądania się na interes ekonomiczny i społeczny doprowadzają firmy do upadku.
Produkująca odzież firma IVETT należąca do Iwony Świetlik zatrudniała ponad 60 osób. W 2009 r. popadła w tarapaty. Właścicielka płaciła pensje pracownikom, ale nie odprowadzała składek do ZUS i fiskusa. – Popełniłam błąd. Okazało się, że w Polsce trzeba najpierw zaspokoić urzędników – mówi „Rz" Iwona Świetlik. – Teraz firma nie istnieje, a oni nie mają pracy.
Upadłość bez pytania
W 2010 r. ZUS, wobec którego zaległości sięgały 270 tys. zł, złożył wniosek o upadłość likwidacyjną firmy wartej prawie 10 mln zł. Łódzki sąd, nie zapraszając właścicielki na postępowanie, zatwierdził ten wniosek. Efekt? Przedsiębiorstwo zostało postawione w stan likwidacji.
– Występując z wnioskiem o ogłoszenie upadłości, ZUS zawsze rozważa zarówno interes płatnika składek, jak i dobro ubezpieczonych, uwzględniając również konieczność zapewnienia stabilności funduszu ubezpieczeń społecznych – tłumaczy Aleksandra Musialik, rzecznik ZUS w Tomaszowie Mazowieckim.
Czy doprowadzenie do upadłości firmy IVETT było opłacalne dla państwa? Światło na to rzuca odpowiedź wiceministra sprawiedliwości Grzegorza Wałejki na interpelację senatorów PiS Grzegorza Wojciechowskiego i Wojciecha Skurkiewicza. „Syndyk masy upadłościowej nie przekazał dotąd żadnych kwot na rzecz wierzycieli upadłej" – poinformował 1 lutego 2012 r. wiceminister. Tymczasem do 30 listopada 2011 r. wpływy z masy upadłościowej wyniosły prawie 1,1 mln zł. Pierwsze pieniądze ZUS otrzymał niedawno, gdy sprawą zainteresowały się media.