17-letnia Paulina i 20-letni Dawid byli parą i planowali ślub. Wszystko skończyło się pod koniec zeszłego roku, gdy samochód, który prowadził mężczyzna, wjechał pod pociąg. Oboje zginęli na miejscu.
Prokuratura błyskawicznie, bo już po miesiącu, umorzyła sprawę. Nie powołała biegłego, który by zrekonstruował wypadek. Śledczy stwierdzili, że kierujący samochodem Dawid jechał za szybko, choć nawet nie ustalili, z jaką prędkością. Ich zdaniem nie dostosował prędkości na warunków na drodze. – Zrobili z niego przestępcę, a winni tej tragedię nie ponieśli żadnych konsekwencji – uważa matka dziewczyny.
Matki zmarłych zwracają uwagę na to, że gdyby nie zaśnieżona i oblodzona jezdnia, do wypadku być może by nie doszło. Maszynista, który prowadził pociąg, zeznał, że „samochód wślizgnął się" na przejazd.
Również samochody służb, które przyjechały na miejsce, miały bardzo duże problemy z ruszaniem i hamowaniem. Mimo to w protokole policji z dnia wypadku nie ma informacji o oblodzeniu. Jezdnia została posypana dopiero kilka godzin po tragedii. Urzędnicy odpowiedzialni za utrzymanie drogi nie mają sobie nic do zarzucenia.
W drugiej części programu reporterzy wrócą do sprawy państwa Józefowiczów, którzy stracili cały majątek przez pożyczkę.