W środę kilka minut po godz. 19 samolot transportowy CASA C-295M o numerze bocznym 019 przygotowywał się do lądowania na lotnisku wojskowym w Mirosławcu. Był w pełni sprawny. Ponieważ wyprodukowano go w 2007 roku, obejmowała go jeszcze gwarancja. Świadkowie mówią, że przelatując nad Mirosławcem, maszyna zachowywała się normalnie. Widoczność wynosiła wtedy najwyżej 5 km. Pilot dwukrotnie próbował wylądować, gdyż nie widział dobrze płyty lotniska. Samolot nadleciał od strony południowo-wschodniej. Przy drugim podejściu, kiedy zbliżał się do położonej na terenie lotniska bazy wojskowej, nagle przechylił się na bok i spadł z wysokości 100 – 150 metrów. Rozbił się w lesie otaczającym lotnisko, około 800 metrów od pasa startowego. Natychmiast stanął w płomieniach. Jego szczątki były rozrzucone w odległości kilkudziesięciu metrów.

Jako pierwsze na miejsce katastrofy dotarły dwie jednostki wojskowej straży pożarnej z lotniska w Mirosławcu. Po niecałej godzinie ugaszono wrak samolotu i jednostki wróciły do bazy.

Samolot był prowadzony przez radary i obserwowany w granicach 50 km od lotniska. Do chwili katastrofy nie było żadnych informacji, że załoga ma jakieś problemy techniczne. Wieża kontrolna nie odebrała sygnałów alarmowych.

Major Bogdan Ziółkowski z 12. Bazy Lotniczej w Mirosławcu stwierdził, że kontakt z pilotami dotyczący pozwolenia na lądowanie był prowadzony prawidłowo. Nagrania rozmów pilotów z wieżą kontrolną przekazano badającej okoliczności wypadku prokuraturze.