Milczanowski był oskarżony o złamanie tajemnicy państwowej, gdy w grudniu 1995 roku z trybuny sejmowej stwierdził, że ówczesny premier Oleksy był źródłem informacji dla wywiadu ZSRR, a później Rosji. Miało się to odbywać poprzez kontakty z oficerem KGB Władimirem Ałganowem. Sąd uznał, że Milczanowski tajemnicę państwową poświęcił dla dobra wyższego: interesu państwa.
Sprawa rzekomego szpiegostwa, ujawniona kilka dni przed końcem kadencji prezydenta Lecha Wałęsy, wywołała poważny kryzys polityczny. Oleksy nazwał sprawę prowokacją i zaprzeczył, by był agentem, ale przyznał, że „biesiadował” z Ałganowem. Na początku 1996 roku podał się do dymisji, gdy prokuratura wojskowa wszczęła śledztwo w jego sprawie na wniosek Milczanowskiego. Śledztwo umorzono, bo prokuratura uznała, że materiały zebrane przez UOP to poszlaki. Do dziś nie wiadomo, kto był agentem KGB o pseudonimie Olin.
Milczanowski po odczytaniu wczorajszej decyzji sądu nie krył zadowolenia: – Jestem szczęśliwy, że doczekałem się sprawiedliwego wyroku. Wykonywałem swoje ciężkie obowiązki i nie mogłem chować głowy w piasek w sytuacji kryzysu państwa.
Oburzony wyrokiem jest Oleksy: – To porażka wymiaru sprawiedliwości i całego państwa. Sąd uniewinnił Milczanowskiego tylko od jednego z 12 ciężkich zarzutów, bo reszta się przedawniła. Jego działania zapoczątkowały złe praktyki ingerowania służb specjalnych w politykę, czego konsekwencje ponosimy do dziś – mówi „Rz”.