W Galerii Grafiki i Plakatu wystawia najnowsze rysunki, obrazy, szkice spolszczonego Litwina plus obiekty sprzed 20 laty, zwane „Smutkami”. Te już były pokazywane, w Zapiecku i w Kazimierzu, w pobliżu chałupy artysty, bo to gęby przenośne, przywodzące na myśl kolędnicze gwiazdy. Wyrosłe z ducha ludowej wiary w chochliki leśne, duszki, dziwożony. W istocie – maski wpisane w gałęzie, konary, korzenie, za którymi autor lubił się chować.
W ogóle, na wystawie jest zgromadzenie zagapionych twarzy-symboli. Z guzikowatymi oczkami wmontowanymi w wielobarwne konstrukcje. Typowe Stasysy, za co jedni go wielbią, inni mają za złe natarczywą powtarzalność motywu.
Co do mnie, lubię u tego artysty elementy zaskoczenia. Nieraz potrafi dostrzec jakąś inspirującą go formę w pęknięciu na murze, w zdjęciu gazetowym, w walających się po ulicy śmieciach. Tę otwartość na otoczenie, zarazem umiejętność przetwarzania rzeczywistości uważam za największy talent Stasysa.
Ostatnie prace są chropawe, mniej wycyzelowane niż starsze. Z większym dystansem do siebie, wręcz autoironiczne. Tak odbieram szkice z zagranicznych podróży – do Wenecji i Madrytu.
Z lewej strony – kanał, gondola; z prawej – pijaczyna sięgający po kieliszek grappy. Brutalnie wyglądający typ ma długie palce, lecz krótkie ramię. Za kuse, by dosięgnąć szkła. W dodatku ruchy ogranicza mu zamotany w przegubie sznur. Jasne, że to więzy umowne, psychiczne. Rozsądek mówi – dość, chęć na alkohol rozumowi przeczy. Co wygra, nie wiadomo. Tak czy siak – kanał…