Zmarły w 2008 r. artysta doczekał się właśnie pierwszej pośmiertnej wystawy w warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Jest ona w miarę muzealnych i historyczno-dokumentacyjnych możliwości jak najdokładniejszą rekonstrukcją wystawy "Pole gry" z warszawskiej Galerii Współczesnej z 1972 r. Przez artystę była pomyślana jako rodzaj retrospektywy. Zebrał wtedy przedmioty ze wszystkich swoich dotychczasowych malarskich i happeningowych działań. I faktycznie stała się rodzajem pożegnania, w latach późniejszych Borowski zajął się tylko teoretyzowaniem.
Rekonstrukcje wystaw są teraz modne, bo pozwalają na precyzyjniejsze uchwycenie momentu przełomu i zmiany. Poznanie samego dzieła zazwyczaj nie wystarcza, by oddać odmienność sytuacji artystycznej, jaką jest wystawa, zwłaszcza takiej jak "Pole gry".
Włodzimierz Borowski był z wykształcenia historykiem sztuki. Kończył lubelski KUL, na którym wraz z grupą kolegów stworzył grupę "Zamek". Odegrała ona istotne znaczenie w rozwoju sztuki nowoczesnej w Polsce. Samotne działania Borowskiego miały zaś dość przewrotny charakter, o dadaistycznym rodowodzie. Realizowane w latach 1966–1972 "Pokazy synkretyczne" z jednej strony prezentowały jego artystyczną produkcję, z drugiej były happeningami.
Najsławniejsza prowokacja artysty polegała na przewierceniu oczu na własnym fotograficznym portrecie. W wymiarze symbolicznym to straszliwy gest, jeden z najbardziej radykalnych, jakie znamy w polskiej sztuce. W tamtym okresie zdecydowanie Borowski występował jednak przeciwko sztuce i przeciwko autorowi, uważając, że jest on w ogóle niepotrzebny.
Być może źródeł jego niechęci do artystycznych przedmiotów, jakimi są przecież obrazy i rzeźby, trzeba szukać w braku profesjonalnego wykształcenia artystycznego, a co za tym idzie umiejętności. Wszystkie wytwory Borowskiego nie służą zatem do estetycznego delektowania, raczej zwracają na coś uwagę, na przykład na twórczą obecność widzów w przestrzeni galerii z pomocą luster, które wprowadzał do swoich prac.