Jarek Lustych proponuje walentynkowy przedsmak. Będzie coś o uczuciu, seksie, sercu i całusach. Oraz o dzieciach. Metrykalnie dorosłych, lecz w głębi duszy skorych do gier i rozrywek (głównie tych dozwolonych od lat 18).
Autor, choć z wyglądu superman, także przyznaje się do pewnego infantylizmu. Zresztą, wskazuje na to używana przezeń forma imienia: Jarek. Zdrobnienie sugerujące, że mamy do czynienia z chłopcem, nie z dorosłym facetem.
[wyimek] [link=http://blog.rp.pl/zkulturanaty/2010/09/03/z-kultura-na-ty/]Z Kulturą na Ty! - poleć swoje wydarzenie kulturalne[/link][/wyimek]
Zgodnie ze stanem ducha po raz kolejny urządza wystawę-zabawę. Ponad dwa lata temu działał w przestrzeni publicznej (acz nieobserwowanej przez żadną publiczność). Jego pomysły z cyklu „Z badań nad miłością” znajdowały ujście w… rynsztokach, kałużach, sadzawkach. Wodował tam srebrzyste kształty przypominające połówki serc. Dopełnieniem stawały się odbicia w wodzie. Z połączenia lekkich, pływających form i ich odbić powstawały pełne serca. Znakomite metafory uczucia zwanego miłością: rzeczywistość plus ułuda.
Tym razem Lustych bawi się w chirurga. Zszywa różowe, puste elementy w sercopodobną całość. Wygląda to jak patchwork z kawałków lalek. Jednocześnie zabieg artysty ma erotyczną wymowę. Zszywane przez niego detale kojarzą się z tym, co podobno większości płci brzydszej chodzi po głowie: intymną częścią damskiego ciała.Kiedyś Lustych stawiał na romantykę i poezję. Skoro doszedł do wniosku, że „Faceci to dzieci”, dał im to, co lubią – seks oraz majsterkowanie. W tym lubią dłubać.