Dotychczas nie wiedział, że został określony terminem zaczerpniętym z nauk biologicznych (bo diplokok to bakteria układająca się z inną w parę).
W roli jego „biologicznego” partnera wystąpił nieżyjący wybitny abstrakcjonista Henryk Stażewski. Rzecz jasna, połączenie miało charakter symboliczny. Zabiegu dokonał Grzegorz Sztwiertnia, krakowski artysta, dziecko lekarzy, a więc skażony medyczną pasją.
[wyimek] [link=http://blog.rp.pl/zkulturanaty/2010/09/03/z-kultura-na-ty/]Z Kulturą na Ty! - poleć swoje wydarzenie kulturalne[/link][/wyimek]
Tym razem zajęły go artystyczne związki nieformalne, bo i największy samotnik poszukuje osobowości o zbliżonej strukturze psychicznej i upodobaniach estetycznych. Zdaniem Sztwiertni Koji i Stażewski tworzą taki diplokokowy duet. Na poparcie swej teorii namalował obrazy łączące elementy inspirowane sztuką Japończyka i twórczością naszego słynnego konstruktywisty.
Co z tego wyszło? Efektowne kompozycje. Na pozór – nieprzedstawiające. W istocie – z intrygującym założeniem. Jak zwykle u Sztwiertni dużo w tym żartu z napuszonych krytycznych interpretacji.