Pazur pokazał już na studiach. Akademickie martwe natury malował płasko, bez światłocienia, w ostrych, kontrastowych barwach. Potem wymienił sylwety przedmiotów na geometryczne figury, które... ożywił. Jego wczesne prace, komponowane już po dyplomie (na warszawskiej ASP, 1970 r.) są dynamiczne. Formy lewitują, przenikają się, wchodzą ze sobą w interakcje. Geometryczne kształty wyposażone w osobowość i poczucie humoru.
Na oko faworyt fortuny, miał życiorys z zakrętami. Nie pomogło artystyczne dziedzictwo po ojcu i matce. Stan wojenny sprawił, że kilkumiesięczny pobyt w Stanach przeobraził się w 20-letnią emigrację. Przystosował się do nowych warunków, zaadaptował. Kiedy szło nieźle, wrócił zaalarmowany stanem zdrowia rodziców. Już został. Pokonał kolejne progi i rozliczył się ze spadkiem po ojcu. Zakrzewski senior, popularny malarz warsawianista, dał się uwieść socrealizmowi. Miał na koncie ideowo słuszne płótna oraz kilka propagandowych plakatów. W tym najsłynniejszy, symboliczny – z robotnikiem u steru pod hasłem „Partia" (z 1955 roku). Plakat obśmiany, parodiowany. I oto syn po blisko półwieczu przywołuje socducha. Na obrazie „Partia" (2001 r.) rysuje sylwetę sternika-przywódcy cienkim białym konturem na czarnym tle. Obok – biała część pracy z czarną pogmatwaną linią, w której można odnaleźć fragmenty wspomnianego steru. Nad nim – czerwone kleksy. Nachlapane, przechlapane...
Trzeba nie lada odwagi, żeby nadstawić policzek za ojca. Trzeba dojrzałości, żeby bliską osobę ocenić z dwóch perspektyw. Na innych płótnach Zakrzewski pokazał rodzica ja-
ko kochającego, czułego tatę. Spójrzmy na kompozycję „Obraz ojca" (1991 r.). To szczególny kolaż, swoista rekonstrukcja wydarzenia. W górnym planie – autentyczny pejzaż seniora; w dole – zdjęcie przedstawiające Zakrzewskiego-ojca obserwującego pierwsze malarskie próby małego Włodka; nad fotą – koślawy rysunek malca. I jeszcze jeden ważny obraz: „Włodek na balkonie". Pokazany od tyłu trzylatek wspinający się na balustradę, by zerknąć na świat.
Sądzę, że to największy wyczyn malarza – publiczne wyciągnięcie ręki do starego.
Na koniec konstatacja natury socjologiczno-kulturowej. Na wernisaż warszawskiego artysty przyjechała do Poznania grupa przyjaciół z całej Polski. Nie byle jakich – artystów, galerystów i krytyków. Spontaniczny gest w odróżnieniu od kreowanych na siłę gali.