W Polsce Rok Tadeusza Kantora przechodzi bez szczególnych fajerwerków. Jednak nie do pomyślenia było, żeby jubileuszu nie uwzględniła krakowska Cricoteka. Obecnie można oglądać tam dwie najważniejsze wystawy związane z setną rocznicą autora „Umarłej klasy".
Jest „Dzieciństwo", druga odsłona ilustrowanej biografii mistrza, która niczym nie zaskakuje ani niczego nie odkrywa. Obok zaś powstała znakomita instalacja „W mgnieniu oka" Christiana Boltanskiego dedykowana jubilatowi, lecz to uniwersalna praca dotycząca nas wszystkich – relatywizmu czasu, znikomości ludzkiego trwania, pamięci i niepamięci, dysproporcji pomiędzy wiecznością a naszym doczesnym bytem.
A w ogóle – czy umiemy pamiętać? Chcemy tego czy może wolimy zapominać? Jak owo usuwanie z pamięci przebiega?
W pracy „W mgnieniu oka" daremnie by szukać bezpośrednich odniesień do dokonań Kantora. Jednak u obu autorów można odnaleźć wspólne nuty. Cechuje ich autoironia wymieszana z patosem, świadomość komizmu w dramacie, szacunek dla wartości i potrzeba destrukcji, wiara w sens i poczucie bezsensu. Mają więc tak podobne światopoglądy.
Porozumienie bez słów
Tadeusz Kantor, rocznik 1915, urodzony w Wielopolu w familii o powikłanych korzeniach. Boltanski, wywodzący się z rodziny emigrantów żydowskich, przyszedł na świat w Paryżu w 1944 roku. Wyrastali w odrębnych kulturach, ale dogadywali się bez słów – a jeśli, to po francusku. Dla Boltanskiego Kantor należy do twórców przełomowych, podobnie jak Pina Bausch. To jego mistrzowie, przyjaciele, mentorzy.
Jednak najsilniej łączyło ich podejście do śmierci. Przedwczesnej, bezsensownej, degradującej. Obydwaj zastanawiali się, co to takiego śmierć. I obaj uczynili z odchodzenia tragiczny żart. Wzniosłość mieszali z przyziemnością, uniesienia z głupotą. Jednocześnie obydwaj jakoś oswajali przemijanie – własne, bliskich i bliźnich.
Pamiętam dwie wystawy Boltanskiego w Warszawie w traumatycznym wrześniu roku 2001. W CSW Zamek Ujazdowski była duża retrospektywa zakomponowana jak teatralny spektakl. Jednocześnie w maleńkiej Galerii Foksal francuski artysta zainscenizował swoją śmierć. Pokaz-mistyfikacja zatytułowany „C.B., jego życie, jego dzieło" zgromadził to, co mogłoby zostać po każdym z nas: trochę urzędowych papierów, kilka zdjęć, jakieś pamiątki i przedmioty osobistego użytku. I jak z tych odpadów ulepić pamięć o człowieku...
To samo robił Kantor. W każdym obrazie, sztuce, happeningu mieszał kreację z destrukcją, wartość z dezawuowaniem. Był jeszcze po tej stronie bytu, a już rewidował życie z perspektywy niebytu. Nie wierzył, ale nie tracił nadziei.