Stołeczna placówka ma w swoich zbiorach bogatą kolekcję ponad 24 tysięcy przedmiotów użytkowych. Wystawa „Chcemy być nowocześni” pokazuje około 200. To bardzo skromny wybór, ale mający zachęcić do lepszego poznania sztuki projektowania. Przez lata traktowana była jak uboga krewna malarstwa czy rzeźby, ale w ostatnich latach bardzo zyskała na znaczeniu i doniosłości, stając się najszybciej rozwijającą gałęzią sztuki, a także szkolnictwa artystycznego.
Do paradoksów życia PRL należała między innymi obecność dobrej sztuki blisko zwykłego obywatela. Zaczęło się w 1956 roku, który przyniósł całkowitą zmianę w estetycznych poszukiwaniach wzornictwa przemysłowego. Młodzi artyści, krytycy, architekci pragnęli nadrobić czas stracony przez lata socrealizmu i w szybkim tempie dogonić Zachód.
Z jednej strony ich inspiracją były dokonania najnowszej sztuki, z drugiej – nauki i technologii. Kształty przedmiotów i formy wzorów tkanin stały się bardziej miękkie, organiczne, asymetryczne, nieprzewidywalne. I tak obie abstrakcje – geometryczna i ekspresyjna – znalazły odpowiedniki w świecie przedmiotów, które zaczęły wypełniać gomułkowskie wnętrza. Nasza mała stabilizacja miała swój odrębny nowoczesny charakter.
Oczywiście nie było ani łatwo ani różowo. Plastik, modny w światowym designie, w PRL był trudno dostępny, więc w pracach widoczny jest w minimalnym stopniu, najczęściej w postaci plastikowych rurek i żyłek, z których wyplatano lampy czy półki. Częściej zastępowano go powszechnie dostępną sklejką, dającą się swobodnie formować, będącą substytutem plastiku.
Wystawa w warszawskim Muzeum Narodowym ma starannie przemyślaną formę przestrzenną. Przez główną salę biegnie biały podest z ustawionymi eksponatami. Na trzech ścianach rozwinięto swoistą obrazkową historię polskiego designu i sztuki tych lat, pokazującą widzom brakujące, a ważne dla całości wywodu, przedmioty i dzieła sztuki, jak plakaty czy okładki pism. Na ostatniej ścianie rozwieszone zostały tkaniny. Nie – rzadkie, unikatowe, ale dostępne w sklepach.