Nie jesteś opętany ni martwy w połowie, wszystko to dzieje się tylko w twej głowie. Nie jesteś Vincent
Price, lecz Vincent Malloy. Nie dręczą cię duchy, nie straciłeś zmysłów, jesteś jeszcze chłopcem z ciała i z umysłu. Masz siedem lat i jesteś mym synem, masz iść na podwórko i bawić się jak inni" – w ten s
posób, w debiutanckiej krótkometrażówce Tima Burtona „Vincent" z 1982 roku, matka przywoływała do porządku swego siedmioletniego syna. Chłopiec żył dziwacznymi wizjami, zaczytywał się w prozie Edgara Allana Poego, interesowało go to, co mroczne i po gotycku udrapowane. Historia opowiedziana została w stylistyce odwołującej się do dzieł niemieckiego ekspresjonizmu filmowego: „Gabinetu doktora Caligari", „Rąk Orlaka", filmów Fritza Langa i Friedriecha Murnaua oraz całego dorobku artystycznego Vincenta Price'a, który wystąpił w filmie jako narrator. Stany psychiczne Vincenta wyrażała gra świateł i cieni, czerń i biel, charakterystycznie zdeformowana scenografia, rekwizyty zapożyczone z kina grozy.
Poza ujawnioną fascynacją gotyckim nastrojem prozy Allana Poego, niemieckiego romantyzmu i ekspresjonizmu filmowego od siebie Burton dorzucał ironiczny dystans wobec chłopięcych urojeń. W ten sposób wskazał główne dominanty rozwijanego przez lata stylu. Echo głosu matki, przywołującej marzyciela do porządku, ze zmiennym natężeniem, brzmieć będzie w całej późniejszej twórczości Burtona. Odezwie się poprzez stosunek otoczenia do jego wyalienowanych bohaterów oraz w rzeczywistości, gdy wypowiadać je będą zdumieni i niezadowoleni szefowie wytwórni oraz nieprzychylni recenzenci.