Tworzę w wysokiej wieży

Balkon pół metra na pół metra, sufit tuż nad głową, kuchnia – ślepa kiszka i łazienka wielkości psiej budy. Budowniczowie PRL-owskich bloków nie zapominali jednak o jednym: o pracowni dla artystów na dachu

Publikacja: 19.08.2012 19:00

Franciszek Starowieyski, 1987 r.

Franciszek Starowieyski, 1987 r.

Foto: Reporter, Włodzimierz Wasyluk WW Włodzimierz Wasyluk

Red

Bloki na Rakowcu, Służewiu, a wcześniej na Sadach Żoliborskich czy na Starym Mokotowie, zarówno te kameralne, jak i z wielkiej płyty, musiały mieć wygodną pracownię artystyczną – mówi varsavianista Rafał Chwiszczuk.

– Na Ursynowie było ich dużo – wspomina architekt Łukasz Gaj. – Moja mama miała taką przy ul. Marco Polo, na najwyższym piętrze. Ciężko było o mieszkania, ale przestronne, dobrze oświetlone pracownie były dostępne, często twórcy „po cichu" urządzali w nich także własne domy.

W 10-piętrowym bloku przy ul. Sady Żoliborskie w Warszawie znajdują się trzy 100-metrowe, dwupoziomowe lokale, które powstały właśnie z przeznaczeniem na pracownie. Przeszklone, o wysokości sześciu metrów, z ogródkami były marzeniem innych mieszkańców bloku z 1969 r., w którym mieszczą się głównie ciasne kawalerki, wybudowane dla młodych małżeństw oczekujących na większe lokum. Przy ul. Wiktorskiej pracownię dobudowano z boku kameralnego bloku z lat 50.

W Poznaniu i innych miastach, które nie zostały doszczętnie zburzone podczas wojny, artystyczne atelier urządzano na dachach starych kamienic przy rynku, w centrum.

– Tak, żeby artyści, którzy pracowali w Akademii Sztuk Pięknych, mieli blisko do pracy – mówi Aleksandra Szała z Wydziału Kultury Poznania. – Teraz twórcy skarżą się, że nie stać ich na wynajem tych lokali. Powierzchnie są duże, czynsze wysokie. Są jednak takie, których wynajem cieszy się dużym powodzeniem, a miasto ma nie lada kłopot z oceną, komu takie pomieszczenie przekazać.

W Łodzi nowoczesny kompleks takich lokali powstaje przy ul. Piotrkowskiej. A w czerwcu radni znieśli konieczność przetargów na pracownie i wprowadzili zasadę, że miasto ma być miejscem życia i twórczości wynajmujących pracownie artystów.

Metr kwadratowy pracy twórczej

Komu udostępnić pracownię? W czasach PRL takie decyzje były prostsze. Od lat 40. pracownie były przyznawane po preferencyjnych cenach tym artystom, którzy układali się „po linii władzy". Po roku 1956 te kryteria się mocno rozluźniły.

– Pracownię w bloku miały na przykład rzeźbiarki Barbara Zbrożyna i Alina Szapocznikow, a także malarz Franciszek Starowieyski czy Edward Krasiński, artysta, którego znakiem rozpoznawczym stała się niebieska taśma samoprzylepna umieszczona na jego pracach na wysokości 1,3 m – mówi Tomasz Fudala z Muzeum Sztuki Nowoczesnej.

Atelier w al. Solidarności Krasiński dzielił z mistrzem modernistów Henrykiem Stażewskim. Ponieważ obaj artyści nie tylko tworzyli, ale i mieszkali na dziewiątym, ostatnim piętrze bloku, a także zapraszali tam przyjaciół ze środowiska artystycznego, sztuka przenikała życie. Niedziałające krany, zatrzymane w ruchu krople wody, doklejone do sprzętów futrzane myszki. Warsztat pracy stał się dla Krasińskiego jednocześnie dziełem sztuki – jak komentują krytycy – „nienachalnego absurdu". (Zachowaną w nienaruszonym stanie pracownię można oglądać po uprzednim umówieniu się – e-mail: instytutawangardy@gmail.com).

W jednym z bloków wybudowanych przez Jana Zdanowicza przy ul. Bernardyńskiej w Warszawie żył i tworzył malarz Franciszek Starowieyski.

– 150-metrowy, dwupoziomowy lokal, w którym do dzisiaj mieszkam, to był ówczesny szczyt marzeń – wspomina wdowa po artyście Teresa Starowieyska. – Mąż nie zamykał się w atelier, malował wśród nas, w mieszkaniu. Obok mieszkali m.in. Jan Dobkowski, Basia Szubińska czy scenograf Andrzej Sadkowski z rodziną, z którym byliśmy najbardziej zaprzyjaźnieni. Franciszek niezwykle zabiegał o tę pracownię, słał listy do ministerstwa, a najbardziej podobał mu się widok z 13. piętra na całą Warszawę i to, że mógł z góry obserwować zachody słońca.

Teresa Murak, rzeźbiarka i performerka, znana ze spaceru w latach 70. po Krakowskim Przedmieściu w sukni z samodzielnie wyhodowanej rzeżuchy, swoje miejsce do pracy zdobyła również samodzielnie, anektując stryszek w pobliżu swego miejsca zamieszkania.

– Jako młoda absolwentka ASP nie miałam szans na jedną z pracowni na Mirowie, gdzie miejsca dostawali znani profesorowie albo ci, którzy mieli specjalne układy z władzą – mówi. – Mieszkałam w ciasnej kawalerce z mężem i byłam w ciąży. Dostawało się wtedy taki specjalny przydział powierzchni na zasoby kultury, na przykład żeby składować obrazy czy książki. Walczyliśmy o każdy metr kwadratowy, ale przynajmniej czynsze były niebywale niskie.

Artyści i urzędnicy

Współcześni polscy artyści muszą atelier wynajmować po dużo wyższych cenach, dlatego z reguły tworzą we własnych domach. Chyba że udało im się zawczasu wykupić miejsce pracy twórczej. Nawet czterokrotne podwyższanie czynszów za artystyczne atelier nagłośnił ostatnio Robert Maciejuk. Laureat m.in. Nagrody im. Jana Cybisa warszawską Akademię Sztuk Pięknych skończył w latach 90. Nie stać go już na wynajęcie samodzielnie wyremontowanego stryszku. Spółdzielnie windują ceny, pomimo że pracownie chroni ustawa z 2001 r. (ich czynsz powinien wynosić tyle, ile mieszkania, a nie lokalu użytkowego). W efekcie wielu utytułowanych starszych twórców musiało opuścić atelier, w których tworzyli przez całe lata.

– Obecnie, tak jak w krajach zachodnich, na przykład w Niemczech, o miejsca pracy dla twórców powinien dbać prywatny kapitał i specjalnie powołane ku temu fundacje – mówi nam Aleksandra Szała. – Artystom udostępniane są lofty i tereny pofabryczne – dodaje.

Jednak fundacje mogą dostać granty na poszczególne projekty artystyczne, ale już nie na infrastrukturę.

W Gdańsku jest deweloper, który wynajmuje pomieszczenia na pracownie po przystępnych cenach na terenach byłej stoczni. Swoje miejsce do pracy, a także prowadzenia warsztatów, znalazło tam około 30 malarzy, rzeźbiarzy, performerów.

– Nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez pracowni, w której często nocuję – mówi Iwona Zając. – A ponieważ tuż obok naszych lokali pracują tutejsi urzędnicy, dochodzi często do zabawnych sytuacji, przenikania dwóch światów, kiedy ze szczoteczką do zębów przemykam obok „garniturowców".

Działający w stoczni twórcy mają jednak świadomość, że za kilka lat będą musieli porzucić nadmorski przyczółek, kiedy wprowadzą się do niego docelowi lokatorzy.

Samotność na wolnym rynku

Wydaje się, że ani poszczególne miasta, ani Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie mają pomysłu na spójną politykę w tym względzie. Dawne pracownie często utraciły swoje pierwotne funkcje, a nowych rozwiązań brak.

Centrum informacyjne ministerstwa w odpowiedzi na pytanie o politykę dotyczącą pracowni artystycznych przesłało oświadczenie: „MKiDN niebędące dysponentem ani właścicielem lokali zajmowanych na pracownie twórców, ze względów prawnych, nie może uczestniczyć w gospodarowaniu lokalami, nie może także konstruować centralnych wytycznych w tej sprawie. Po roku 1989 sprawy wynajmu pracowni znajdują się w gestii takich podmiotów jak gminy, spółdzielnie mieszkaniowe itd., działające w obrębie odpowiednich ustaw, które regulują status poszczególnych lokali. Należy stwierdzić, że urynkowienie gospodarki lokalowej oraz zmiany przepisów prawa spowodowały problemy, które wynikały m.in. z różnego statusu lokali zajmowanych na pracowanie (część z nich było lokalami użytkowymi). Jednakże ewentualne sporne kwestie z tego wynikające mogą być z w/w względów rozstrzygnięte indywidualnie (...)".

Na razie wiele pracowni funkcjonuje tak jak kiedyś, jeśli tylko mogą liczyć na przyjazną postawę lokalnych władz. Rzeźbiarz Andrzej Sołyga wita mnie w szlafroku na progu swojego domu i jednocześnie warsztatu pracy w bloku na Sadach Żoliborskich. Pracownię, która wcześniej dzielił z Barbarą Zbrożyną, wykupił, a teraz zastanawia się nad jej wynajęciem i... przeprowadzką na wieś.

– Kiedyś czynsze były śmiesznie niskie – około 100 zł. Teraz płacę 700 – mówi.

Sąsiadujący z jego pracownią lokal po lewej stronie odwiedza raz na dwa tygodnie starsze małżeństwo rzeźbiarzy. Ten po prawej rzeźbiarka odnajmuje trzem młodym artystkom. W ogródkach stoją rzeźby i malownicze kamienie. Ta minikolonia artystów jeszcze trwa, choć spółdzielnia mogłaby zamienić ją na powierzchnię komercyjną – siłownię lub zakład fryzjerski. Taki los spotkał wiele pracowni przy ul. Dąbrowskiego. W jednej z nich powstało przedszkole, w innym pracownia informatyczna...

– Ten fenomen czasów PRL, kiedy to w pewnym momencie w każdym nowo budowanym bloku trzeba było zagwarantować jakiś procent na powierzchnię artystyczną, już nie wróci – uważa prof. Waldemar Baraniewski z Instytutu Historii Sztuki UW, zajmujący się architekturą Warszawy w dobie PRL. – To ziszczenie ideałów jeszcze XX-wiecznych, kiedy to po wielkim kryzysie 1929 r. postanowiono oddać artystów pod opiekę państwa i zakładano pierwsze związki zawodowe twórców. Te ideały trafiły potem na podatny grunt, bo coś trzeba było tej grupie zawodowej zaoferować. Jeśli nie możliwości zarabiania na komercyjnych przedsięwzięciach, to chociaż pracownię – powierzchnię życiową, o którą było w tamtych czasach niezwykle trudno.

Architektoniczne raje dla wybranych twórców zmieniają więc swoje przeznaczenie – przeistaczają się w dwupoziomowe mieszkania, przekazywane z pokolenia na pokolenie. W niektórych funkcjonują firmy. Inne, zwłaszcza ciemne strychy, powoli pustoszeją.

A artyści, chociaż dziś też mamy kryzys, na wolnym rynku muszą radzić sobie sami.

Bloki na Rakowcu, Służewiu, a wcześniej na Sadach Żoliborskich czy na Starym Mokotowie, zarówno te kameralne, jak i z wielkiej płyty, musiały mieć wygodną pracownię artystyczną – mówi varsavianista Rafał Chwiszczuk.

– Na Ursynowie było ich dużo – wspomina architekt Łukasz Gaj. – Moja mama miała taką przy ul. Marco Polo, na najwyższym piętrze. Ciężko było o mieszkania, ale przestronne, dobrze oświetlone pracownie były dostępne, często twórcy „po cichu" urządzali w nich także własne domy.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Rzeźba
Anatomia antyku na Zamku Królewskim z kolekcji Stanisława Augusta
Rzeźba
Rzeźby Abakanowicz wkroczyły na Wawel. Jej drapieżne ptaki nurkują wśród drzew
Rzeźba
Salvador Dalí : Rzeźby mistrza surrealizmu
Rzeźba
Ai Weiwei w Parku Rzeźby na Bródnie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao nagrodzony w konkursie The Drum Awards for Marketing EMEA za działania w Fortnite
Rzeźba
Ponad dwadzieścia XVIII-wiecznych rzeźb. To wszystko do zobaczenia na Wawelu