Reklama

Kurator kreśli granice sztuki

pro i kontra | Robert Kuśmirowski na wystawie „Palindrom” łączy prace amatorów i profesjonalistów. Czy to dobry pomysł?

Publikacja: 13.07.2015 20:30

Jan Bończa-Szabłowski

Wystawa w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie to kolejne zaskakujące dzieło Roberta Kuśmirowskiego. To próba zbadania, jak sam przyznał, „zawartości artysty w artyście".

„Palindrom" – ekspozycja przygotowana przez Kuśmirowskiego – jest tyleż genialna, co przewrotna. Może nawet perwersyjna. Jej niezwykłość polega na tym, że jednemu z czołowych performerów udało się wykazać, jak cienka, a czasem wręcz niewidoczna, jest granica między tzw. artystą profesjonalnym, utytułowanym, a twórcą „z bożej łaski", odmieńcem, którego wielka wrażliwość jest obciążeniem. Łączy się z cierpieniem, izolacją, a często zamknięciem w szpitalach psychiatrycznych. Oprócz waloru artystycznego ta ekspozycja ma głęboki walor humanistyczny.

Stanowi też świetne pole obserwacji dla socjologów, psychiatrów i psychologów. Przywraca człowieczeństwo jednostkom wykluczonym, życiowym outsiderom. Prace twórców tej klasy co Paweł Althamer, Władysław Hasior, Sofie Müller, Roman Opałka, Anna Szprynger czy sam Robert Kuśmirowski zestawione są z dziełami pacjentów szpitali psychiatrycznych, domów opieki. Tych, u których choroba przybrała już znaczne rozmiary i jest nieodwracalna.

Ten artystyczny „Kuśmidrom" stał się więc arką przymierza między tym, co uznawane jest za profesjonalne podejście do sztuki, a tym, co intuicyjne i nieuświadomione.

Reklama
Reklama

Kuśmirowski, określany jako „genialny fałszerz sztuki", który (jak się zorientowałem) potrafi skopiować każdego artystę oprócz Andy'ego Warhola, tworząc tę wystawę, pozwolił sobie też na pewną perwersję. Chcąc wykazać pełną płynność obu prezentowanych światów, nie zdecydował się na podpisy pod poszczególnymi pracami. Aby nie sugerować odbiorcom, kto jest z jakiej półki. To oczywiście może doprowadzić do furii tradycyjnych widzów, ale w tym przypadku jest zabiegiem całkowicie logicznym. I tylko sprzyja przejrzystości całego przesłania. Sam się zastanawiałem, który z wystawionych starodruków jest autentykiem, a który wytworem Kuśmirowskiego. Taka identyfikacja nastąpi dopiero w ostatnim dniu wystawy. I w tym przypadku sopocki „Palindrom" jest niczym powieść detektywistyczna. Chcąc zidentyfikować sprawcę, trzeba doczytać do ostatniej strony.

Małgorzata Piwowar

„Nic tak nie pokręciło mi karku i oczu jak te prace" – mówił Robert Kuśmirowski, kurator wystawy „Palindrom", opowiadając o skomponowanej przez siebie prezentacji. Miał rację, niestety.

Kuśmirowskiego i jego prace znają wszyscy, którzy choć trochę interesują się sztuką. Jako artysta nieustannie zaskakuje. Teraz – w roli kuratora – też, choć trudno sądzić, by o taki rodzaj zaskoczenia mu chodziło. Na wystawie zgromadził około 100 autorów prac – nie wiadomo dokładnie ilu, bo prace nie są podpisane, a wyszczególnianie ich musiało być kłopotliwe nawet w opisie wystawy, skoro wyliczanka imion i nazwisk kończy się formułką „i inni".

Widzowie poradzą sobie może z rozpoznaniem dzieł Opałki czy Hasiora, ale już potrzeba znacznie bardziej wyrobionych amatorów sztuki, by wiedzieli, kiedy stoją przed płótnami Jana P. Dunala czy Anny Szprynger. Dodatkowe pomieszanie tych prac profesjonalistów z obiektami wytworzonymi przez pacjentów placówek psychiatrycznych w ramach zajęć terapeutycznych stawia widzów w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Zrównanie profesjonalistów z amatorami jest zabiegiem nie tyle zaskakującym, ile ryzykownym, bo wynika z niego, że odróżnianie jednych od drugich nie jest wcale zasadne.

Dodać trzeba, że prezentowane w setkach prace przekraczają możliwości percepcji, nawet gdy na oglądanie ich poświęci się dwie godziny, zgodnie ze wskazaniem kuratora. Choć koncepcję ma porządkować ułożenie prac w taki sposób, by każda następna wynikała z poprzedzającej, to ta koronkowa robota jest zrozumiała raczej dla kuratora niż widza – mnożenie halucynogennych czy też abstrakcyjnych dzieł jest męczące. Nawet ich odbiór na poziomie tylko emocjonalnym w pewnym momencie staje się nużący, a nie inspirujący. Zamierzony efekt logicznego łańcuszka jest mocno iluzoryczny, bo po obejrzeniu kilkunastu czy – w przypadku bardziej odpornych – kilkudziesięciu prac w głowie ma się poczucie przytłoczenia. Nie ma sensu silić się na opisywanie poszczególnych prac, bo i po co, skoro wiele z nich mogłoby wisieć na wystawach pokazujących całkiem odmienną ideę. Czyli – granic nie ma. I to – raczej nieodkrywcze spostrzeżenie jest jedynym, co pozostaje po obejrzeniu wystawy „Palindrom". A widz przekonuje się po raz kolejny, że obcowanie z tzw. sztuką jest dziś nie lada wyczynem.

Reklama
Reklama

Na sopockiej wystawie prace nie są podpisane. Widzowie mogą się tylko domyślać, kto jest ich autorem. Jeżeli Państwo to wiedzą, prosimy o napisanie w komentarzach.

Rzeźba
Wybitny rzeźbiarz Mirosław Bałka o patriotyzmie: Nie jestem chłopcem, już mnie nie kusi
Rzeźba
Anatomia antyku na Zamku Królewskim z kolekcji Stanisława Augusta
Rzeźba
Rzeźby Abakanowicz wkroczyły na Wawel. Jej drapieżne ptaki nurkują wśród drzew
Rzeźba
Salvador Dalí : Rzeźby mistrza surrealizmu
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Rzeźba
Ai Weiwei w Parku Rzeźby na Bródnie
Materiał Promocyjny
Nowa era budownictwa: roboty w służbie ludzi i środowiska
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama